Esme:
Minął rok odkąd Rosalie znalazła chłopaka, którego zaatakował ogromny niedźwiedź. Dziewczyna ukazała wówczas, jak wielką silną wolę posiada, którą zaskoczyła mnie, jak i mojego męża. Przybyła z nim na rękach do naszego domu, a mnie zamurowało; nie miałam pojęcia, co mogę zrobić, jak się zachować w takiej sytuacji, gdzie czuję tylko ludzką krew, która odbiera mi powoli zmysły. W ostatniej chwili się otrząsnęłam i chwyciłam za słuchawkę, dzwoniąc po Carlisle'a, opowiadając, że zdarzyła się okropna sytuacja, która nie cierpi zwłoki. Blondyn zjawił się w szybkim tempie i wtedy Rose poprosiła go oto, czego tak bardzo się obawiałam - pragnęła bowiem, aby mój mąż przemienił obcego wampira w to, czym sami jesteśmy. Przez moje myśli przebiegło od razu, że on tego nie zrobi, nie spełni jej prośby, ponieważ przyrzekł, że nigdy więcej żaden człowiek nie zostanie wampirem z jego powodu. Myliłam się
Chłopak, którego uratowała moja przybrana córka, nazywał się Emmett. Nie spodziewałam się w żadnym stopniu, że tak bardzo ucieszy się z tego, że został wampirem. Jego radość przeszła wówczas na mnie i również cieszyłam się wraz z nim, a szczególnie z tego, że mam kolejnego syna, kolejnego Cullen'a i członka rodziny. Cieszę się, że rozrasta się ona w takim tempie. Może kiedyś będzie jeszcze ktoś, kogo nazwę córką lub synem? Nie, nie chcę, aby kolejna osoba przechodziła przez ten koszmar tylko z moich zachcianek, by mieć więcej dzieci! To złe!
Kolejne lata z Emmett'em, który postanowił, że zostanie z nami i jak powiedziałam Carlisle'owi, dzieląc się moimi przypuszczeniami, został również ze względu na Rosalie, która - jak było widać na pierwszy rzut oka - bardzo mu się podobała. Nawet się nie spostrzegłam, gdy moja przybrana córka kroczyła z moim mężem pod ramię w stronę ołtarza. Miała piękną białą suknię, która sięgała do kostek i była wykonana z satyny, mająca wiele złotych detali. Przed moimi oczami ciągle miga wspomnienie, jak Emmett uniósł jej welonik, który opadał jej na twarz, i złożył na jej wargach namiętny pocałunek. Gdybym mogła płakać, to ryczałabym jak bóbr! Było to tak urocze! Od razu przypomniał mi się mój i Carlisle'a ślub. Te emocje: szczęście, zdenerwowanie, strach - chciałam przeżyć to od nowa i jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz i tak już przez całą wieczność stawać przed nim, chwytać jego dłoń i wyznawać przysięgę miłości.
A co do mnie i mojego męża... Dziesięć lat spędziliśmy jednak bez Emmetta i Rosalie, gdyż musieliśmy wybudować im osobny dom, bo jak tu znieść te jęki i krzyki przyjemności dzień w dzień?! Już w pewnym momencie nawet mi nerwy puściły i to właśnie ja zdecydowałam, aby zamieszkali w osobnym mieszkaniu. Odwiedzali nas raz na tydzień, ponieważ byli mocno zajęci sobą. No cóż... taka jest miłość i nic na to nie poradzę. Mimo, że tak bardzo mnie wtedy denerwowali, to byłam szczęśliwa, że tak dobrze im razem. Dzięki właśnie temu mogłam w spokoju nacieszyć się Carlisle'm - sam na sam w salonie przy kominku. Edward'a bardzo często nie było, przez co martwiłam się o niego z dnia na dzień coraz to bardziej. Chodził przygnębiony z opuszczoną głową. Był samotny, co mnie, jako jego matkę - i co, że przybraną - bolało jego zachowanie najmocniej. Cierpienie syna odciska wielkie piętno w sercu i nie może zejść, póki właśnie ten syn nie będzie uśmiechnięty, więc u mnie najwyraźniej jeszcze na długo zamieszka.
Tak właśnie minęło nam dwadzieścia lat. Nie były może jakieś najbardziej ciekawe, prócz nowego członka rodziny, jak i jego ślub z Rosalie, która przyjęła nazwisko Hale, ponieważ kazirodztwo nie jest mile widziane, a że nie są ze sobą ani trochę spokrewnieni, to nie mamy tak czy siak problemu z ich małżeństwem.
Rozpoczęły się lata pięćdziesiąte. Siedziałam w salonie, czytając książkę, Edward z moim mężem namiętnie dyskutowali o Bóg wie czym, a Rose i Emmett grali w szachy. Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Spojrzałam na Carlisle'a, który zmarszczył brwi. Były to zdecydowanie wampiry. Wraz z Aniołem udałam się na powitanie naszych gości. Otworzyłam drzwi i ujrzałam dwie osoby - kobietę i mężczyznę. Ona była mała, uśmiechnięta i przypominała, hym, chochlika? Tak, to dobre słowo! Zaś on... Był wysoki, muskularny, przystojny, a jego twarz nie ukazywała żadnych emocji w przeciwieństwie do jego towarzyszki, która szczerzyła się do nas swoimi równymi zębami.
Alice i Jasper - tak się nazywali. Chętnie przyłączyliśmy ich do nas, gdyż przez moje miękkie serce nie mogłam ich zostawić. Kiedy tylko zobaczyłam, jak są brudni i zaniedbani, to od razu kazałam im iść się umyć, a następnie zaproponowałam polowanie, gdyż zauważyłam, że ich oczy są miodowe - jak nasze. Alice opowiedziała nam, że ma pewien dar, dzięki któremu widzi przyszłość, w której ukazaliśmy się jej my, jak pijemy krew zwierzęcą, więc sama też zaczęła i uczyła Jasper'a tego samego, gdyż on zawsze żywił się ludzką krwią. Nie opowiedział nam swojej historii, nie chciał. Czyżby miał coś na sumieniu?
W naszej rodzinie była to kolejna para, która momentalnie się w sobie zakochała. Już po roku odbyło się dość skromne wesele, gdyż moja nowa przybrana córka nie chciała przepychu, ponieważ jej przyszły mąż nie życzył sobie tego. Ślub sam w sobie robił wrażenie. Delikatny i uroczy wygląd sali bez zbędnych rzeczy. Rosalie, gdy cała uroczystość dobiegła końca, zapragnęła poślubić swojego męża jeszcze raz, na co zrzedła mi mina, ale Carlisle się zgodził! Cóż za pech! To już nie ta sama magia, a ja szczerze nie miałam już ochoty na kolejne przyjęcia, szczególnie dlatego, że widziałam, jak stan Edward'a pogarsza się z każdą chwilą. Nie miałam pojęcia, co mam zrobić! Zwracałam się do mojego męża, ale on mówił, że na pewno nic mu nie jest, że to po prostu taki okres i mu przejdzie, ale żeby już tak się zachowywał ponad dwadzieścia lat?! Nie, to nie jest normalne!
Zebrałam się na odwagę i spytałam go szczerze, o co chodzi. Milczał długi czas, aż w końcu wtulił się we mnie i przesiedzieliśmy tak całą noc, aż w końcu wstał i powiedział, że już nigdy nie znajdzie. Nie miałam pojęcia, o czym mowa, ale zapewniłam go, że jego poszukiwania szybko się skończą, lecz jak zawsze Esme musiała się mylić! Co za los pechowca...
Minęło bowiem jeszcze pięćdziesiąt sześć lat, a nic się nie zmieniło w związku z moim przybranym synem - Edward'em. Z czasem zrozumiałam, że chodzi tu o poszukiwanie miłości. Pragnął jej bardzo, widząc, jak my wszyscy jesteśmy zakochani, a dokładnie Rose, Emmett, Alice, Jasper... Ja i Carlisle'a... Muszę przyznać, że między nami jest coraz to gorzej. Mój mąż cały czas przesiaduje w szpitalu, zachwycając się techniką dwudziestego pierwszego wieku, który jak dla mnie był całkowicie bezsensowny, zbudowany na samej elektronice. Tęskniłam za latami dwudziestymi dwudziestego wieku. Anioł zawsze był przy mnie, gdy go potrzebowałam. Mówił mi tak często, że mnie kocha i tęskni za mną w każdej sekundzie, gdy jest nawet w innym pokoju. Już od lat nie przyniósł mi nawet głupiego kwiatka, a o naszym współżyciu nawet już nie wspominam! Miałam tego wszystkiego serdecznie dość! Kiedy ostatnio zamieniliśmy chociaż słowo, które nie dotyczyło jego pracy?
Teraz wiem, co czuje Edward - samotność, pustkę.
_____________________________
I oto rozdział 60, który zbliża nas do końca. Jak widzicie zostało tu opisane w skrócie, hym siedemdziesiąt sześć lat z życia Cullen'ów? Tak, tyle - tak myślę. :D Znajdujemy się w punkcie przed spotkaniem Belli, co zakończy także moje opowiadanie o C&E, jak już teraz zdradzam. :) Wiem, że może komuś się nie spodobać, jak to skróciłam, ale stwierdziłam, że nie będę opisywała tych lat, gdyż nie tyle, że mi się nie chciało, lecz wydaję mi się również, że byłoby to kompletnie bezsensowne... No dobrze, więc liczę na liczne komentarze i że rozdział przypadnie wam do gustu. :)
"Rozdział 60" ileż minie tu nie było ;-; Szukam mojego ostatniego komentarza(wiem jużże Misia skomentowała po raz pierwszy 26 stycznia 2013 roku :)). Znalazłam był to komentarz normalny(moje specyficzne poczucie humoru jeszcze nie było ujawniane w necieXDDDD), pisałaś że nie dodasz notki na czas. Masz za dużo nauki, sprawdzian itp. 4 luty, ładna data. 14 lutego walentynki. Smutne święto.
OdpowiedzUsuńPamiętam jak z tym ślubem zwlekałaś, jak umierałam z przejęcia gdy czytałam każdy rozdział. Miałam wtedy inny nick, inny avek. Ile wspomnień. Ile czasu tu przesiedziałam. Lecz tak szybko się pojawiłam, tak równie szybko zniknęłam. Czasem zajrzałam. Lecz nie zawsze, czytałam urwane fragmenty. Nie łączyły się one w spójną całość. Lecz w pewnej chwili zniknęłam, tym razem na dobre, na długi czas.
Nastała dla mnie era "Pottera", zaczęłam czytać twój blog o Cyzi i Lucku. Nawet nie wiedziałam że to ty.
Za każdym razem gdy pisałam notkę, czytałam ją, myślałam co ty byś o niej powiedziała. Potem zaczęłam pisać z tobą na GG i nie wiem czy z ciekawości czy z głupoty sprowadziłam na blogerze czy coś jeszcze piszesz. I piszesz!
Drugi FanFick jaki czytałam w życiu :D
Szczerze mówiąc żałuję że kończysz powoli pisać. Lecz zawsze(jak to ładnie ujął Severus-włosy-umyte-w-smalcu-Snape "ołejs") będę pamiętać, i czytać gdy będę szukała weny.
Kończę pisać ten gówniany komentarz, idę coś pisać u siebie :)
Buziaki
Liz-Chloris
(kiedyś JosFarba)
O MERLINIE! O HELENO! O EFFIE! To jest jakieś gawno ;-; ile błędów, ile narcystycznych stwierdzeń...
UsuńZapomniałam dodać: "O KANADE!" oraz "O HELEN!"
UsuńSzkoda, że już zbliżamy się do końca. Jeszcze niedawno czytałam przeżycia Esme podczas przemiany, rozkwitanie miłości pomiędzy nią a Carlislem, ślub...To był tak niedawno. Ale na pewno nie zapomnę o historii miłości Carlisla i Esme. Ona będzie wiecznie tam, głęboko w sercu. Zawsze...
OdpowiedzUsuńBiedna Esme, powinna szczerze porozmawiać z Carlislem a najlepiej wszystko po prostu mu wykrzycześ prosto w twarz !
OdpowiedzUsuńSzkoda ,że niedługo koniec ale coś mi się wydaje ,ze spektakuralnie zakończysz opowieść . Dużo weny i wiele zapału życze.
Ja nie chcę końca, no ale rozumiem, że nie można żadnej historii ciągnąć w nieskończoność. ;c Smutno mi, ale muszę to jakoś przeboleć. Ola - mistrze streszczania lat. xD
OdpowiedzUsuńEj, no czo ten doktorek?! Czo on zrobił?! Zaniedbywać własną żonę? Toż to tak nie wypada! Trzeba bo ukarać... Biedny Edzio no. ;c Ale zaraz Bellę spotka i będzie bum. ;)
Tym motywem z Rose i Emetem mnie rozwaliłaś. Osobny dom? hahahah <3
Epickie. Alice i Jasper, Jeżu kocham ich. *.*
Dawaj nexta szybko. Ja czekam. <3
Całuski, Cyzia. ;****
Przepraszam słońce, że dopiero teraz komentuje... :_: Nie bij tylko ;.; Co muszę napisać to JASPER! *.* Matko jedyna... jak ja go kocham ^^ Hio, hio... i wiadomo czemu mam taką nazwę Bloggera :33 Takie tak Jazz'owe wyznania xd Jejka... Ty to potrafisz zrobić coś boskiego *.* Opisałaś tyle lat... w jednym rozdziale. Mamooo... wyszło Ci to niesamowicie ^^ Jestem pod wrażeniem ♥ Osobne mieszkanko? Mrauuu... *.* zabiłaś mnie tym po prostu xd Biedny Edek... może by coś skomponował? :33 Brak mu miłości kobiety, a ja każę mu grać na pianinie... Brawo Jazz! :D Iiii... to już? O.o To już koniec się zbliża? :_: Matko... za szybko, to poszło... :c Wiem, że nic nie może wiecznie trwać... ale... oh no nie chcę :c Zresztą jak my tu wszyscy co czytamy Twojego bloga słońce! ;**
OdpowiedzUsuńKocham! Jazz ♥
Dopiero dziś odkryłam twojego bloga. Brak mi słów aby wyrazić mój zachwyt nim. Po prostu genialny, mega, super ... Zapraszam do mnie (dodałam w zakładce spam, ale jeżeli tu nie mogę zamieścić linku to przepraszam Cię za to)
OdpowiedzUsuńhttp://seth-clearwater-moja-historia.blog.onet.pl/
Co tu dużo mówić? Rozdział (jak zawsze) wspaniały, ale krótki. Martwi mnie, że Carlisle się tak zachowuje o.O Esme może dołączyć do Edwarda- klub zapomnianych przez miłość ^^ Widzę, że zmieniłaś wystrój, Przyjemnie *.* Pamiętam, jak po raz pierwszy przeczytałam kilka rozdziałów na twoim blogu (jeszcze tym dawnym) i totalnie się zakochałam.... Siedziałam całą noc przed kompem i czytałam wszystkie rozdziały. Tyle się tutaj wydarzyło i smutno mi, że już kończysz. Ale wszystko ma swój koniec. Będę tęsknić za tym blogiem, ale mogę się pocieszyć, że piszesz też inne opowiadania ;) Mam nadzieję, że jeszcze coś tu dodasz.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Eriss.
PS. zajrzyj do mnie ;) Sorry, że nie w SPAMIE, ale jestem takim leniem, że mi się nie chce ;*
Długo czekałam na ten rozdział, a jak już się pojawił to nie miałam kiedy go przeczytać.
OdpowiedzUsuńW końcu mi się udało i muszę przyznać, że żałuję. Oczywiście nie żałuję tego, że przeczytałam rozdział tylko żałuję, że przeczytałam notkę pod rozdziałem :C Przykro mi, że już zbliżamy się do końca, ponieważ zakochałam się w twoim opowiadaniu i nie chcę, żeby się skończyło, ale no cóż... Wszystko kiedyś musi się skończyć.
Co do rozdziału. WSPANIAŁY, ŚWIETNY, PIĘKNY, CIEKAWY, WCIĄGAJĄCY, ale krótki.
Dopiero zaczynałam się porządnie w nim zatapiać, a tu ... koniec.
Co nie zmienia faktu, że był jak zwykle bardzo, bardzo dobry i zabieram się za następny ;)
Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie wytknęła błędu :D
Na samym początku "pragnęła bowiem, aby mój mąż przemienił obcego wampira w to, czym sami jesteśmy". Powinno być obcego człowieka, ale to taki drobny błąd :)
Bardzo się cieszę, że udało mi się go wreszcie przeczytać i dziękuję ci za to, że go napisałaś :)
Pozdrawiam i zapraszam do siebie :*