środa, 7 sierpnia 2013

57 Rozdział

Carlisle: 

    Didyme sprzeczała się z nami ponad godzinę o to, że wiemy, gdzie jest Rose. Gdy w końcu zrozumiała, że jej tu nie ma, rozkazała nam szukać dziewczyny. Ja miałem iść sam, a Edward z Jane. Esme - niestety - miała zostać z tą całą Didyme. Byłem z tego powodu wściekły, jednak ustąpiłem, bo wiedziałem, że moja małżonka nie jest bezbronna ze swoim darem.
    - Poradzisz sobie? - spytałem, tuląc ją do siebie.
    Pomimo naszej kłótni, która odbyła się niedawno, bałem się zostawić ją samą z Didyme. Oczywiście, Esme miała dar i bez tego była silna, ale i tak mnie bolało, że muszę zostawić ją z tą wiedźmą. Pocałowałem ją w czoło. Najchętniej żegnałbym się z nią wieczność! Trzymałem ją w swoich ramionach, czując ciepło bijące od niej.
   - Tak, poradzę sobie - odpowiedziała i pogłaskała mnie po policzku. - Idź już. Czym szybciej to załatwisz, tym lepiej - dodała i złożyła na moich wargach szybki pocałunek.
    Esme pożegnała się jeszcze z Edwardem. Czułem się, jakbym opuszczał ja na wiele lat. W drzwiach posłałem jej jeszcze smutny uśmiech. Pomachała mi i zamknęła za mną drzwi. Dogoniłem Jane i mojego syna, którzy byli już z przodu. Towarzystwo tej małej denerwowało mnie. Jeżeli od razu będzie chciała zabić Rosalie? Oczywiście, ja nawet nie pozwolę, aby spadł jej włos z głowy!
    Przedzieraliśmy się przez las, do którego wpadały promienie księżyca, przebijające się przez drzewa. Z tego, co zdołałem ustalić z Edwardem, Rose powinna znajdować się w pobliskim miasteczku.
   - Edwardzie, jesteś pewien, że dobrze się kierujemy? - spytałem go w biegu, gdy las nie kończył się po pięciu minutach biegu. - Ten las ma w ogóle koniec? Gdzie ty nas prowadzisz?
    Edward tylko się uśmiechnął i wyszeptał: Esme. Nie rozumiałem, co imię mojej żony miało z tym wspólnego, ale zdecydowałem nie dociekać, szczególnie gdy Jane była blisko nas i słyszała każde nasze słowa.
    Po kolejnych pięciu minutach znaleźliśmy się na rynku w miasteczku. Nie trudno było przegapić Rosalie, która palcem pisała kolejne wskazówki, które w końcu miały doprowadzić ją do pewnej śmierci.
   - Rosalie - wyszeptałem, a ta obróciła się gwałtownie, gotowa do szybkiej ucieczki.

Esme: 

    Siedziałam na fotelu. Na przeciw mnie była Didyme. Patrzyła na mnie z odrazą i wyższością. Nie potrafiłam znieść jej obecności w moim domu, w którym panoszyła się jak jakaś królowa! Dobrze, niech sobie należy do tych całych Volturi, ale w tu ja rządzę!
    - Kawww... krewki? - spytała Esme, zdziwiona swoją pomyłką.
     Krewki? Kretynko! - obraziła sama siebie w myślach.
   - Nie piję krwi zwierząt - odpowiedziała rzeczowym tonem brunetka.
   - Jak chcesz, panno Piję-Krew-Ludzi-I-Myślę-Że-Jestem-Niesamowita! - powiedziałam odważnie; zaczęłam wprowadzać plan Edwarda w życie.
    Oczy brunetki zapłonęły jadem i wściekłością. Podniosła i podeszła do mnie. Mierzyłyśmy się wzrokami. Ja również się podniosłam, jednak byłam od niej o wiele niższa, przez co nie było już tego niesamowitego wrażenia!
   - Coś ty powiedziała? - zasyczała przez zęby i chwyciła mnie za szyję, wbijając w nią paznokcie. - Jak mnie nazwałaś, ty plugawa...
    Nie dokończyła. Wybiegłam na podwórko, gdzie na małym stoliczku na tarasie leżały zapałki. Tak jak myślałam, wampirzyca udała się za mną. Powieka zaczęła nerwowo jej drgać, a dłonie zacisnęła w piąstki. Zbliżała się do mnie wolnym krokiem, który miał prawdopodobnie wywołać u mnie strach. Didyme nie znała mojego daru i nie wiedziała, co ją czeka.
   - No dalej, na co czekasz? - szydziłam z niej. - Boisz się, że ktoś taki jak ja zrobi ci krzywdę? - zaśmiałam się.
   - Nie - wysyczała i rzuciła się na mnie.
    Mój dar można było tylko wyćwiczyć w praktyce. Z całych sił starałam się, ale nic z tego nie wyszło. Upadłam na ziemię, a Didyme starała się wydrapać mi oczy. Śmierć wisiała gdzieś w pobliżu i czekała na mnie. To nie tak miało wyglądać! Poczułam na swojej głowie jej mocny uścisk. Bałam się, tak bardzo się bałam!
    Wszystko przed moimi oczami zaszło mgłą. Nic nie widziałam, nic nie czułam. Nie bolało, tak jak się spodziewałam - przynajmniej fizycznie. Ten spokój wewnętrzny zakłóciła mi myśl o Carlisle'u. Pokłóciliśmy się, a teraz nie mam jak mu powiedzieć, jak bardzo go kocham! Śmierć nadeszła nagle i bezboleśnie, ale ból psychiczny... nie dam rady.
    Nagle zdałam sobie sprawę, że pode mną jest coś zimnego i mokrego, a wiatr rozwiewa mi włosy. Wiatr. Momentalnie otworzyłam zamknięte oczy i ujrzałam coś, czego nigdy bym się nie spodziewała! Ogromny ogień pożerał wampirzycę, która wyła z bólu. Leżałam na ziemi i tylko się w nią wpatrywałam. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Udało się mi!

Carlisle:

     Rosalie sprawiała wielkie opory, ale w końcu udało się nam ją złapać i przetransportować do domu. Gdy blondynka usłyszała o swojej egzekucji momentalnie rzuciła się biegiem. Chciała śmierci - bardzo. Nie mogłem i tak na to pozwolić. Esme nie wytrzymałaby tego, bo przywiązała się do niej. Rose po prostu nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo chciała żyć.
    Weszliśmy na teren dworku, a do moich nozdrzy dostał się dym z ogniska. Spojrzałem na swojego syna.
   - Esme! - krzyknąłem.

___________________________

     Na początek chciałam przeprosić, że rozdziału nie było przez tak długi czas. Nie mam na to wyjaśnienia i nie będę się głupio tłumaczyć. Mam nadzieję jednak, że mi wybaczycie.
    Po takim czasie rozdział powinien być długi i w ogóle, ale nie pisało mi się go najlepiej, a musiałam przez niego przejść. Liczę na to, że wam przypadnie do gustu. :)

Zapraszam na fan page'a: TU


8 komentarzy:

  1. To tło. <3 Jedno z moich ulubionych. :) Rozdział był zajebisty, jak zresztą wszystkie. Mówiłam już, że nie znoszę tej całej pani D? Tak działa mi na nerwy, biedna Esme, co ona musi przechodzić, no i mi powiedz, dlaczego nie mogła iść z doktorkiem, może by w końcu doszli do jakiegoś porozumienia. :P Ale to było urocze jak on ją do siebie przytulił, kurczaki miałam motylki w brzuchu. Edward w twoim opowiadanku mnie rozwala, nie wiem dlaczego, ale jak tylko on się pojawia banan na ryju. :D Ach, ta Rosalie, ja jej trochę nie ogarniam. Czy ona musi się tak mścić na wszystkich... Och, szkoda słów. Hah, Esme vs Didyme, to było bezcenne. :3 Ogień. <3 Pożarł ją ogień. ^^ Wspaniale. :D
    Koniec był uroczy. *.* Pisz szybciej następny rozdział, czekam. :D
    Całuski, Cyzia. :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Juhu! Piękne tło. Super rozdział. Jest genialny. Wiesz, że Cię uwielbiam, więc nie będę się rozpisywać. Wiesz ile ja na niego czekałam?! Jak mogłaś tak długo nie pisać?! Ale i tak Cie uwielbiam i kocham Tego bloga ! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze- bardzo fajne tło, a po drugie- rozdział zajefajny, z reszta jak zawsze :) Już czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Słodkie, że pomimo całej tej kłótni tak bardzo się kochają <3 Szczerze mówiąc to po ilości obejrzanych przeze mnie filmów romantycznych (w ostatnim czasie) ,
    Rzygam miłością ;3 ale w twoim przypadku nigdy mi się to nie znudzi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Buhaha... wybacz mój jakże mroczny śmiech :D Ehh... sama siebie nie ogarniam od rana O.o Może to spowodowane jest tymi ofiarami? xd
    Wróciłam i nadrabiam zaległości :3 I co z tego, że jest krótki? No co? Pff... nic :) Czasem są krótsze rozdziały o niebo lepsze niż te co są napisane w nieskończoność xd Rozdział powiem, że jest CUDOWNY! ♥ Ja i już widzę, jak się rumienisz *.* Ahh ten mój urok... powala haha :D Dobra ogarniam ale muszę wytłumaczyć moje "urocze" zachowanie. Otóż... od rana jestem po wpływem dużej dawki kofeiny xd Jejka... ja tu o sobie a rozdział czeka... :) Tańczę taniec szczęścia z Esme! Udało się jej Yeah! A kysz z Didyme grr...! Och i Rose... ale ona nie mądra. Chce śmierci? Ehh po części się jej nie dziwie. Ale natychmiast rozkazuję Tobie aby ona wróciła! No xd

    Całuski, Twoja nie ogarnięta nauczycielka do spraw gw... do spraw pracy ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgłaszam sprzeciw. Ten rozdział czyta się dobrze tylko wtedy, gdy czytamy go razem na skypie z podziałem na role.

    Jebana Didyme!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! JeStEm PoKeMoNeM H3H3H3H3H

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie należę do fanek Cullenów, zdecydowanie wolę Volturi i szczególnie tą Trójcę i ich żony więc nie bardzo mi odpowiada że przedstawiłaś ją w takim.. wrednym charakterze ponieważ Didime podobno była najmilsza z całej świty ale spk, to Twoje opowiadanie i blog a ja nie chcę się kłucić xd
    Ogółem notka świetna, podobało mi się jak Esme odezwała się do Didime ;p
    Czekam na następną notkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział wspaniały zapraszam do siebie http://emmetirosalie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że unoszę się w powietrze!
Przyjmuję krytykę, gdyż jestem tylko amatorką.
Notki o nn piszcie w zakładce - SPAM.
Swoje blogi polecajcie w zakładce - SPAM.