czwartek, 23 maja 2013

52 Rozdział cz.1

  ,,Przypadki chodzą po ludziach."


Esme:

    Dopłynęliśmy. Gdy usłyszałam słowa: ,,jesteśmy w Rochester, wysiadać!" wypowiedziane przez kapitana, miałam ochotę podejść do niego i wytłumaczyć mu, że się chyba pomylił i wykrzyczeć mu w twarz, że jest skończonym debilem, jednak powstrzymały mnie silne ręce Carlisle'a, który wytłumaczył mi, że jesteśmy w dobrym miejscu. 
    Spojrzałam na mojego męża zdziwiona. Kolejny przystanek przed powrotem do domu? Przecież mu mówiłam, że nasz miesiąc miodowy oficjalnie się zakończył! Nie wiem dlaczego, ale przepływa dziś przeze mnie jakaś zła energia, która wprawia mnie w zły humor.
   - Carlisle, co ty mówisz? - spytałam podenerwowana. - Jak to w dobrym miejscu? Mówiłam ci wyraźnie, że nasz miesiąc...
    Mój mąż zaczął się tylko śmiać, otwierając mi drzwi do taksówki. Był bardzo tajemniczy, co szczerze mi odpowiadało. Dodawało to pewnego nastroju. Po chwili jazdy zapytałam, czy w końcu mi wytłumaczy, gdzie jedziemy i co on znowu wymyślił, ale on (znowu!) odpowiedział mi śmiechem.
   - Och, Esme. Nie musisz się niczym martwić, kochanie. Chodź, jest coś takiego - powiedział, a ja spojrzałam na niego zdenerwowana, marszcząc czoło. - No proszę, nie bądź już taka naburmuszona. Rozchmurz się! Jedyne, czym musisz się martwić, to tym, jaki kolor ściany w naszej sypialni ci najbardziej odpowiada.
    Spojrzałam na niego, unosząc jedną brew lekko do góry. Czyżby... Czyżby znowu się przeprowadzaliśmy? Przecież, jak na razie, nie było takiej potrzeby. Mieszkaliśmy na Alasce ledwo 5 miesięcy. Byłam ciekawa, dlaczego akurat właśnie taką decyzję podjął mój mąż, jednak niedane było mi o to zapytać, gdyż byliśmy już na miejscu. 
    Ujrzałam ogromny dwór. Był on najprawdopodobniej od przeszło kilku stuleci. Naprawdę cudowna budowla. Ściany były szare, jak i dach, jednak dawały temu miejscu pewnego uroku. Jeden wielki balkon i kilka mniejszych - już widzę siebie i Carlisle'a siedzących tam całymi nocami, rozmawiających. Niesamowity ogród, który był niezadbany, lecz z całą pewnością dam sobie z nim radę. Mnóstwo rzeczy było do remontu, ale jestem tego pewna, że będzie to jedna z najmilszych chwil. Dom miał ogromną ilość okien, które dadzą światła i przyjemnego klimatu, jeżeli odnowi się wnętrze - stwierdziłam, wchodząc do środka, w myślach.
   - I jak? - spytał Carlisle, gdy obeszliśmy cały dwór.
    Wpatrywałam się jeszcze dłuższą chwilę w popękane ściany, obmyślając plan, co można by było zmienić.
   - Jest przepiękny - wyszeptałam. - Oczywiście, przyda się tu duży remont. Niektóre przedmioty są do wywalenia, jednak są i te, które świetnie skomponują się z moją wizją i są, jak najbardziej, do użytku. Utrzymałabym tutaj stonowane kolory. Chciałabym zachować także ten wygląd starego i ogromnego dworu, który jednak nie straszy. Ogród jest również bardzo zaniedbany, ale wydaję mi się, że uporam się z nim w jakieś dwa tygodnie. Marzyłam o czymś takim! - zakończyłam swoją wypowiedź.
   - Cieszy mnie to bardzo, kochanie. Widzę, że już wszystko zaplanowałaś. Jeżeli tego chcesz, to remonty mogą zacząć się już od jutra.
   - Tak szybko? - spytałam zaskoczona.
   - Tak - powiedział. - A dokładniej, to nie masz wyboru, słońce, bo robotnicy mają przyjść jutro z samego rana - dodał ciszej.
    Przyjrzałam się mojemu mężowi dokładniej. Biła od niego aura, która pokazywała, że się boi. Nie chce znów popełnić żadnego błędu, dlatego stara się uważać na słowa, jednak jest mu trudno. Podeszłam do niego i chwyciłam jego twarz w dłonie.
   - Carlisle, przestać - wyszeptałam. - Zapomnijmy o przeszłości, proszę. Mnie to boli, jak widzę twoje zachowanie.
    Anioł przymknął powieki i ucałował obie moje dłonie. Bagaże zostawiliśmy w naszej przyszłej sypialni. Chcieliśmy miło spędzić wieczór, wcześniej idąc na polowanie, lecz przeszkodziło nam pukanie do drzwi. Nie zamknęliśmy bramy, przyszło mi do głowy.
    Owinęłam się szalem i poszłam zobaczyć kto to. Było już po siódmej wieczór. W progu drzwi stała kobieta i mężczyzna, oboje około czterdziestego roku życia. Uśmiechali się do mnie promiennie, jednak od razu zauważyłam, że były to tylko sztuczne uśmieszki. Każdy z nich miał jakiś pierścień, a nawet kilkanaście. Kobieta była wysoka i chuda, miała brązowe, krótkie włosy, a jej długa szyja była obwieszona najróżniejszą biżuterią. Mężczyzna zaś był łysy, gruby i mały. 
   - Dzień dobry, państwo - przywitałam się grzecznie.
   - Och, dzień dobry, pani Cullen, tak? - spytała kobieta. 
    Chciałam odpowiedzieć, jednak odezwał się inny głos - Carlisle'a. Objął mnie w pasie i zaczął namiętnie rozmawiać z, jak się okazało, państwem Black, prowadząc ich do pomieszczenia, które miało być salonem. Znajdowało się tam kilka starych foteli, więc na nich usiedliśmy.
   - Przepraszamy za takie warunki i za to, że nie za bardzo możemy państwa niczym poczęstować i stosownie ugościć, jednak dopiero dziś się przeprowadziliśmy i... - nie dane było mi dokończyć.
   - Och, nic się nie dzieje, kochana! - zaśmiała się sztucznie kobieta. - Lepiej mi powiedz ile macie lat!
    Wymieniłam z Carlislem spojrzenia. Tak po prostu ta kobieta nas  pyta. Odpowiedzieliśmy spokojnie, nie przygotowani na kolejną serię pytań. Ci ludzie byli naprawdę wścibscy! Starałam się, aby nie wstać i nie krzyknąć. Trzymałam się na wodzy dopóty, dopóki te wredne babsko nie zapytało:
   - A jak tam wasze sprawy łóżkowe? - spytała, mrużąc oczy, jak wąż. - Jesteście małżeństwem od niedawna, więc na pewno są bardzo...
    Wszystko we mnie buzowało, jak to kobiecisko może wtrącać się do tak osobistych spraw?!  Nie wiem skąd tacy ludzie się biorą! (Esme, kochana Esme, jak mamusia i tatuś się kochają, to... - tak, odwala mi;d)
   - Zamknij się! - wrzasnęłam, podnosząc się momentalnie. Wszyscy popatrzyli na mnie zdziwieni. - Przepraszam za tą gwałtowność, ale nie życzę sobie, aby ktoś - kogo ledwo znam - tak bardzo wkraczał w moje prywatne życie! Przeżyję fakt, że państwo pytają o naszą przeszłość, jak się poznaliśmy, ale nie zniosę tego, że przed chwilą poznani ludzie pytają się mnie o to, jak z moim mężem wychodzi nam w łóżku!
    Mężczyzna, pan Black, zmarszczył czoło, usilnie nad czymś się zastanawiając. Nagle powstał i podszedł do mnie. Chwycił mnie za dłoń i zaczął mówić:
   - Ja najmocniej panią, pani Cullen, przepraszam. Mówiłem ci, żebyś tego nie robiła! - zwrócił się do małżonki, która obrzuciła go szyderczym spojrzeniem. - My już pójdziemy - dodał, chwycił żonę za nadgarstek i pociągnął za sobą. Kawałek jej zielonej sukni wciąż wisiał mi przed oczyma.



    Pod dom podjechał jakiś samochód. Zdziwiłam się, gdyż byłam sama w domu z robotnikami, a Carlisle składał podanie o pracę w pobliskim szpitalu.
    Wybiegłam na pole, zakładając po drodze na siebie jasne futro. Zatrzymałam się w połowie drogi, która prowadziła do bramy, do której już niedługo miał prowadzić chodnik. Ze samochodu wysiadł mężczyzna, a raczej chłopiec. Mój chłopiec. Stanął, wpatrując się we mnie. Po chwili wszedł, biegnąc w moją stronę, a ja w jego. Poczułam, jak unoszę się, a silne ramiona mnie oplatają.
   - Edward - szepnęłam, tuląc się w mojego syna.
   - Witaj, mamo. 


_____________

    Rozdział miał być dużo wcześniej, jednak miałam w tym tygodniu mnóstwo na głowie. Specjalnie dla was nie uczyłam się na fizykę, tylko to napisałam, więc teraz idę się uczyć na sprawdzian dopiero teraz, gdyż wcześniej musiałam robić projekt do szkoły i nie miałam czasu. Liczę na wasze komentarze.

10 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział kochana :)
    Ciekawie co wydarzy się w Rochester..
    Może w opowiadaniu pojawi się ktoś nowy ?
    To miasto kojarzy mi się z naszą śliczną Rosalie :D:D
    Heh.. A więc czekam na kolejny rozdział i życzę dużo weny i pomysłów... ; *.!

    Marta..

    OdpowiedzUsuń
  2. Państwo Black! Od razu mi się z Syriuszem z HP skojarzyło xD
    "Esme, kochana Esme, jak mamusia i tatuś się kochają, to..."
    hahahaha xDDD
    To... :>>
    O rany, Edward! Wreszcie! Nie lubię go ogólnie, ale w Twoim opowiadaniu jest świetny - no i wzruszyły mnie ostatnie linijki :)
    Rochester, Rochester... dam głowę, że niedługo pojawi się Rosalie. Mam rację? :D

    Ale to babsko bezczelne... Hahaha, ledwo kogoś poznasz a już się pytasz, jak tam u nich w łóżku, coś świetnego xD

    Całusy i czekam na nn c:

    OdpowiedzUsuń
  3. Rochester... Jak Rochester, to i Rosalie :) Jestem pewna, mam rację?
    Rozdział cudowny, naprawdę! Tak długo czekałam :)
    I jeszcze Edward... świetnie, że wrócił :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepięknie !!! Najbardziej podobało mi się to jak przyjechał Edward , z niecierpliwością czekam na następny rozdział !!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ślicznie! Życzę Ci dużo weny i nie zawalaj przez nas nauki!Są sprawy ważne i ważniejsze. Twój blog jest świetny. Będę czekać na kolejny rozdział tyle,ile będzie trzeba. Przecież Ty też musisz mieć pozytywną energię, aby napisać rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaki uroczy rozdział. *.* Końcówka taka piękna. :) Nie wiem dlaczego, ale Państwo Black skojarzyło mi się od razu z rodzicami Narcyzy, ahh ta moja wyobraźnia. Chyba jestem jakaś bardzo przewrażliwiona na punkcie tego nazwiska. xD Ta cała pani Black, jakoś nie przypadła mi do gustu. Gr... Wstrętne babsko. -.-
    Czekam na next u dużo weny życzę. Buziaki :** Cyzia.

    OdpowiedzUsuń
  7. To było piękne ^.^ Carlisle jak lubi knuć przed małżonką hihi ;D Zgadzam się z Cyzią. Przypominają bardzo potterowską wersję Blacków xd No ja wiem, że coś się będzie działo z nowymi bohaterami. Jazz to wie *.*
    Edward jest, jak fajnie ;3

    Czekam na next. Buziole ;**

    OdpowiedzUsuń
  8. Moja mała nie uczy się fizyki tylko pisze rozdział ;**
    Kocham Cię! ;) No i czekam na gg ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Yeeey :D Jest i Edward xD
    Świetny rozdział !

    OdpowiedzUsuń
  10. Czy Jackop ma na nazwisko Black?

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że unoszę się w powietrze!
Przyjmuję krytykę, gdyż jestem tylko amatorką.
Notki o nn piszcie w zakładce - SPAM.
Swoje blogi polecajcie w zakładce - SPAM.