wtorek, 4 grudnia 2012
18 Rozdział
Esme:
Przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze. Włosy upięłam w kok, pozostawiając dwa kosmyki z przodu, a na siebie założyłam czarną sukienkę w białe groszki do kolan z dekoltem w kształcie koperty i rękawem trzy czwarte. Miałam klasyczne, czarne szpilki. Wzięłam głęboki wdech. Bałam się trochę na miasto, gdyż byłam wampirem dwa lata. Jest to dla mnie próba. Wszystkie były nieudane. Zdziwił mnie, więc fakt że Carlisle zaproponował zakupy.
Ufa mi, pomyślałam i wyszłam z mojego pokoju i zeszłam na dół, gdzie czekał już na mnie mój Anioł. Stał blisko drzwi z założonymi rękami. No tak długi czas zajęło mi ubieranie, więc nie dziwię się czemu jest trochę zdenerwowany.
Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się. Popatrzył na mnie. Założył mi mój czarny płaszcz i otworzył przede mną drzwi. Wyszłam i poczekałam na werandzie, aż Carlisle zamknie je na klucz. Nie zajęło mu to długo. Podniósł rękę i utworzył tak zwany ,,czajnik". Moi bracia zawsze tak na to mawiali. Włożyłam mu rękę pod pachę i ruszyliśmy w kierunku miasta.
Wstrzymałam oddech. Nie chciałam, aby do mojego nosa dostał się zapach krwi. Nie chciałam go ponownie zawieść. Bałam się każdego ruchu ze strony ludzi.
Szliśmy powoli po ulicach Columbus. Dziś było tu naprawdę pięknie, chodź chmury zakryły słońce. Wiał lekki wietrzyk. Pomyśleć, że tu się urodziłam. Myślałam, że spędzę tu moje całe życie, lecz myliłam się. Moim przeznaczeniem najwyraźniej jest podróż.
- Pamiętam - zaczęłam rozmowę - kiedy jako ośmiolatka biegłam za mamą. Zawsze przyglądałam się różnym sklepom odzieżowym. - Uśmiechnęłam się na samą myśl o przeszłości. - Matka cały czas mnie wołała, ale ja jej nie słuchałam. Raz się zgubiłam. Weszłam do sklepu z pięknymi, kolorowymi sukniami. To tam znalazł mnie tato. Nie byłam tam długo, każdy domyślał się gdzie się znajduję. Siedziałam za wielkim wieszakiem z ubraniami. Nie chciałam, aby sprzedawca mnie ujrzał. Od razu by mnie wyrzucił... niestety potem miałam okropną burdę od rodziców.
Wtuliłam się w Anioła i rozglądałam się za miejscem do którego najpierw chciałabym zaglądnąć. Carlisle pogłaskał mnie po dłoni. Uśmiechnęłam się do niego i pociągnęłam go w stronę sklepu o nazwie ,,Vogue".
Weszliśmy do środka. W wejściu usłyszałam ciche westchnienie Carlisle. Wiedziałam dobrze, że będzie to dla niego koszmar. Zaśmiałam się, a on pocałował mnie we włosy.
Odłączyłam się od niego i podeszłam do pierwszego stojaka z przeróżnym sukniami. Przyglądałam się każdej, lecz do gustu wpadła mi tylko jedna z około piętnastu. Przejrzałam jeszcze takie same wieszaki, było ich pięć. Sklep nie był zbyt duży. Wszędzie były niebieskie plamy. Farba musiała zacząć schodzić.
Podeszłam do przymierzalni. Podałam Carlisle trzy sukienki, a czwartą wzięłam ze sobą. Zasunęłam kotarę i włożyłam pierwszą. Była cała czerwona i sięgała mi do kolan. Miała grube ramiączka i mały dekolt.
- I jak? - Wyszłam z przymierzalni i popatrzyłam na znudzonego mężczyznę siedzącego na przeciwko mnie z trzema sukienkami.
- Cudownie, ale powiem to przy każdym stroju, bowiem zawsze wyglądasz olśniewająco - uśmiechnął się do mnie, a ja podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek.
- Dziękuje.
Przymierzyłam resztę sukienek. Nie podobały mi się na mnie, lecz Carlisle twierdził, że wyglądam świetnie! Nie wiedziałam czy mówił to naprawdę, czy kłamał, czy chciał jak najszybciej wracać...
Wyszliśmy ze sklepu. Tym razem Carlisle położył mi rękę na tali. Przytuliłam się do niego. Sama nie mogłam pojąć tego jakie szczęście mnie spotkało. Straciłam dziecko, byłem przez to okropnie załamana, lecz potem spotkałam jego. Nie wyobrażam sobie teraz życia bez niego.
Popatrzyłam na przechodnich. Każdy był w ruchu, każdy miał swoje życie, to którego pędził, każdy miał rodzinę, którą kochał lub był z nią, ponieważ chciał uszczęśliwić rodziców. Wiedziałam dobrze jak to jest. Sama musiałam uszczęśliwić rodziców. Gdy opowiedziałam, kilka miesięcy po moim ślubie, matce co Chaleas mi robi, ta powiedziała abym się zamknęła i była dla niego dobrą żoną, bo na niego nawet nie zasługuję. Płakałam całą noc; wtedy zrozumiałam, że moja własna mama nie żywi do mnie żadnych uczuć związanych z miłością, chciała się mnie po prostu pozbyć. Po roku straciłam z nią całkowity kontakt.
- Esme, coś się stało? - Carlisle popatrzył mi w oczy.
- Nie, nic. - Westchnęłam cicho i wtuliłam się w jego ramię.
- Nie smuć się, powinnaś raczej być z siebie dumna. - Nie rozumiałam o co mu może chodzić. - Nie zaatakowałaś dziś żadnego człowieka i nawet nie musiałem cię powstrzymywać. Zachowujesz się jakbyś nie wyczuwała zapachu krwi.
Uśmiechnęłam się. Od razu zapomniałam z jakiego powodu byłam smutna. To było niesamowite, że opanowałam żądze mordu. Spojrzałam na stoisko z warzywniakiem, gdzie był ogromny tłum. Pomyślałam, że sprzedawca ma szczęście, że tyle ludzi ciągnie do jego warzyw. Najwyraźniej miał najlepsze w mieście, bowiem było tu mnóstwo takich sklepów, stoisk lecz prawie nikogo tam nie widziałam.
Przeszliśmy koło stoiska z warzywami. Ciągle ktoś się witał z Carlisle, lecz na całe szczęście nikt mnie nie rozpoznał. Jednak za wcześnie się cieszyłam.
- Esme? - Usłyszałam za sobą szorstki głos, który znałam od moich narodzin.
Obróciłam głowę i ujrzałam kobietę, której zawsze się bałam, której słuchałam, której zawsze we mnie nic nie pasowało, ale pomimo tego kochałam ją, gdy byłam mała płakałam i wołałam właśnie ją. To ona krzyczała, gdy zrobiłam jakiś błąd, a ona go musiała naprawiać. Matka.
Spojrzałam w jej brązowe oczy. Wokół nich utworzyły się kurze łapki; wyglądała na zmęczoną, a zarazem wściekłą. Miała na sobie długą, zieloną, zniszczoną suknie a na nią miała narzucany czarny, mały koc złożony w trójkąt. Swoje siwe włosy zaplecione miała w niechlujny kok, tak jak zawsze.
Zaczęła iść w naszą stronę, nie spuszczając ze mnie wzroku. Obróciłam się w jej stronę, przy czym puściłam Carlisle. Popatrzył na mnie zdezorientowany i dopiero teraz zrozumiał kim jest ta tajemnicza dla niego kobieta.
Stanęła naprzeciw mnie. Patrzyłam jej głęboko w oczy; byłam przerażona tym, co zaraz może się wydarzyć. Dobrze wiedziała, że to ja. Nie umiałam wydobyć z siebie ani jednego dźwięku. Wstrzymałam oddech. Poczułam na sobie uścisk matki. Czułam jej pulsującą krew, bijące serce... objęłam ją rękami. Bałam się, że mogę ją skrzywdzić, lecz czułam na sobie czujny wzrok mojego Anioła.
- Myślałam, że nie żyjesz... oni tak mówili... - moja matka plątała słowa. Odsunęła się ode mnie i pogłaskała mnie po policzku. - Jesteś zmarznięta! Chodź do domu, tam zagrzejesz się!
Spojrzałam na Carlisle. Pokiwał głową i dopiero teraz moja mama go zauważyła. Mogłam sobie tylko teraz wyobrażać, co sobie o mnie myśli.
- Twój przyjaciel także niech przyjdzie. Mamy bardzo dużo do przedyskutowania! - Matka wydawała się teraz bardzo wściekła.
Ruszyła w stronę domu i gdy zobaczyła, że się waham, podeszła do mnie i pociągnęła za dłoń. Nie mogłam jej na to nie pozwolić. Musiałam jej pokazać, że jestem ,,człowiekiem". Carlisle poszedł za nami. Nie miałam pojęcia, co spotka nas w środku.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Super blog! Kc Carlisle! :D
OdpowiedzUsuń