wtorek, 4 grudnia 2012

17 Rozdział


Esme:


    Siedziałam na fotelu, a mój wzrok wbijałam w ścianę. Gdybym była człowiekiem to cała bym się trzęsła. Nie rozumiałam, dlaczego nie ma go tak długo. Popatrzyłam na ogromny zegar, który stał za mną. Była już równa trzecia w nocy. Carlisle wyszedł o osiemnastej, więc uważam, że dawno powinien być już w domu.
    Sama teraz nie wiedziałam o kogo się martwię: o Carlisle czy o Edwarda. Obu kochałam, ale każdego na inny sposób. Byli dla mnie wszystkim. Wystarczyłoby mi, abyśmy byli tu razem i nie martwili się o to, co nastąpi jutro lub pojutrze.
    Edward wyrządził nam straszne świństwo. Wyszedł z mieszkania, a potem zabił trojga, bezbronnych ludzi.  Nigdy bym się po nim tego nie spodziewała. Nie potrafiłam sobie wyobrazić go z czerwonymi oczami. Było to dla mnie zbyt straszne.
    Nie mogłam już tak bezczynnie siedzieć i wlepiać wzrok w ścianę. Gwałtownie podniosłam się z fotelu i wyszłam z domu. Wampirzym tempem pobiegłam za śladami mojego ukochanego.
    Trwało to naprawdę długo, ponieważ ślad często się urywał i musiałam okrążyć całą okolicę. Nie miałam pojęcia, gdzie mnie to zaprowadzi. Nigdy jeszcze nie widziałam na oczy tych wszystkich miejsc, przez które biegłam. Były inne od tych w których się wychowałam, a mieszkam nadal w tym samym mieście.
    Wszędzie było szaro, brudno. Od czasu do czasu wyczuwałam zwierzęta takie jak koty, psy lub szczury. Na całe szczęście nie spotkałam żadnego człowieka.
    Biegłam dalej, gdy usłyszałam rozmowę, a raczej kłótnie. Dokładnie czułam Edwarda i Carlisle. Udałam się w ich stronę i kiedy tam dotarłam, byłam w szoku.
    Edward stał na dachu w lekkim rozkroku i opuszczonym rękoma. Na jego twarzy rysował się wielki gniew. Zaś Carlisle był na ziemi, a dokładnie na brukowanym chodniku. Był w podobnej pozie, jak jego syn lecz nie był zły. Był najwyraźniej czymś bardzo zawiedziony i tylko mogłam się domyślać czym.
    Podeszłam do niego i wtedy oboje spojrzeli na mnie. Edward spuścił głowę, a Carlisle pokręcił głową do mnie. Wiedziałam, co ten znak oznacza. On nie wróci...
    Zbliżyłam się do mojego ukochanego i stanęłam obok niego, na tyle blisko bym mogła stykać się z nim łokciem. Popatrzyłam na niego, a on na mnie. Widziałam na jego twarzy wielki smutek. Moje oczy stały się suche; nie chciałam, aby on cierpiał, nie chciałam aby ktokolwiek cierpiał.
    Uniosłam głowę tak, abym mogła patrzeć na Edwarda. Podniósł wzrok i spojrzał w moje oczy, a ja w jego.
   - Edward... - wyszeptałam to w ten sposób, aby dać mu do zrozumienia, że chcę wyjaśnień.
   - Ja... ja nie mogę. - Odwrócił głowę w prawo.
   - Czego? - Patrzyłam cały czas na niego. Długo nie odpowiadał, więc popatrzyłam pytająco na Carlisle.
   - Lepiej będzie, gdy on sam powie ci to co zamierza zrobić. - Mój Anioł nawet na mnie nie spojrzał. Miał spuszczoną głowę.
    Popatrzyłam na Edwarda i już po chwili stałam naprzeciwko niego. Musiałam unieść głowę, by spojrzeć mu w oczy; on i Carlisle byli ode mnie wyżsi i to dużo. W końcu odwrócił twarz w moją stronę. Bałam się tego, co on mi powie.
   - Zamierzam... - patrzyłam w jego oczy, lecz on je zamknął, przez co widział tylko powieki. - Zamierzam was opuścić...
   - Co?! - Moje oczy stały się ponownie suche. Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. - Na... na ile?
   - Nie wiem. Chcę spróbować innego życia. Nie będę się już żywił zwierzętami. Jestem wampirem do cholery! - Wykrzyknął to.
    Gdybym miała tylko serce, to pękło by mi. Położyłam swoją dłoń na jego policzku. Nie opierał się, wręcz przeciwnie. Jego ręka powędrowała na moją. Przycisnął moją dłoń do swojej skóry. Wiedziałam, że jest mu trudno.
   - Dlaczego to robisz? Nie każ Carlisl'owi cierpieć i...
   -... i w tym także tobie. - Dokończył za mnie.
   - Tak. Jesteś dla mnie jak syn, nie chcę byś odchodził, ale nie będę cię powstrzymywać.
    Poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Zdjęłam swoją z policzka Edwarda i spojrzałam na swojego ukochanego. Może i się powtarzam, ale przenigdy jeszcze nie widziałam go w gorszym stanie. Był zrozpaczony, a było to tak wyraźnie widać. Jego cierpienie dobijało mnie jeszcze bardziej. Nie chcę by cierpiał.
    Oddaliłam się od nich o kilka kroków. Widziałam, że chcą porozmawiać, jak syn z ojcem. To była ich rozmowa, a ja nie chciałam przeszkadzać w niej. Wystarczyło mi tylko słuchać i łkać z dala od nich.
   - Synu, co ja mógłbym ci powiedzieć. - Carlisle zaczął pierwszy i tego się właśnie spodziewałam. - Nie mogę, a nawet nie powinienem cię zatrzymywać. Jesteś już na tyle dojrzały, dorosły by sam decydować o swoim życiu i jaką drogę wybierzesz. Mógłbym cię nawet przekonywać cały dzień, ale to tylko twój wybór. Rób tylko to co uważasz za słuszne. Nie będę cię zatrzymywał. Ale pamiętaj, u mnie zawsze znajdzie się miejsce dla ciebie. Mój dom jest twoim domem.
    Zdziwił mnie ten monolog Carlisle. Myślałam, że będzie go przekonywał by został. Cieszyłam się, że powiedział mu to, gdyż miał całkowitą rację.
    Edward przytulił mojego ukochanego, a on odwzajemnił to tym samym. Stali w takim stanie dość długo.
   - Dziękuje. Na pewno wrócę i przepraszam za to co robię. Najwyraźniej nie wybrałem jeszcze drogi, którą pójdę. Mam nadzieję, że to mi pomoże.
    Ni świt, ni dzień nie zabierze mi tego, co do ciebie czuję Edwardzie. Jesteś dla mnie jak rodzony syn i zawsze tak będzie, pomyślałam, wiedząc, że on na pewno to usłyszy.
   - Ja także nie zapomnę o tobie, Esme. - Podszedł do mnie i przytulił mnie, a ja jego. - Mamo, kocham cię.
   - Ja ciebie też, synku. Ja ciebie też...
    Gdybym mogła, to bym płakała. Pocałowałam go w policzek i w jeden i w drugi. Będzie mi dziwnie bez niego. Tak bardzo się przyzwyczaiłam do jego towarzystwa. Westchnęłam.
   - Żegnajcie, na pewno kiedyś wrócę.
    I zniknął, pomyślałam. Patrzyłam jeszcze długi czas na miejsce, gdzie przed chwilą stał mój synek. Było mi tak smutno, źle. Była pusta w środku.
    Usiadłam na krawędzi budynku i spuściłam swe nogi w dół. Nie bałam się, że spadnę. W tali poczułam rękę Carlisle. Położyłam głowę na jego ramieniu i patrzyłam na księżyc. Chwyciła go za dłoń, a on pocałował mnie we włosy. Przynajmniej on został, ktoś kogo kocham całą sobą.
   
                                                   2 lata później


    Dni mijały mi dość nudno. Carlisle prawie cały czas był w pracy, a ja siedziałam w domu lub przechadzałam się po mieście. Dopiero niedawno moje oczy nabrały złotego koloru, ponieważ kilka razy zabiłam człowieka z głodu. Byłam tym wszystkim tak bardzo przygnębiona... było ich około pięciu. Wiedziałam, że teraz muszę się kontrolować; nie chciałam zawieść mojego ukochanego.
    Edwarda nie widziałam już od dwóch lat. Nie raz już marzyłam o tym, by ponownie go spotkać, by opowiedział mi o tym, co dzieje się w jego życiu. Możliwe że znalazł w końcu bratnią duszę. Byłoby to dla mnie wielkim szczęściem. Pragnęłam, by był jak najbardziej szczęśliwy..
    Układałam właśnie rzeczy Carlisle, gdy właśnie on wszedł do mieszkania. Od razu oderwałam się od mojego zajęcia i podbiegłam do niego. Pocałowałam go namiętnie w usta. Tak bardzo brakowało mi jego bliskości. Odwzajemnił to tym samym.
   - Esme, mam dla ciebie wiadomość. - Postawił na ziemi, ponieważ wcześniej podniósł mnie. - Bowiem przeprowadzamy się. Niestety ludzie zaczęli się dziwić, dlaczego się nie starzeję. Załatwiłem już sobie pracę w szpitalu w Kenai na Alasce. Mieszkają blisko tego miasta moje przyjaciółki: Tanya, Kate, Irini, Carmen i jej partner Eleazar. Wszyscy są tak samo jak my ,,wegetarianinami".
    Trochę zasmucił mnie fakt, że trzy, wolne wampirze kobiety będą mieszkać blisko nas. Bałam się o to, że Carlisle może mnie odrzucić i być jedną z nich. Ukryłam moje myśli za maską radości. Uśmiechnęłam się i przytuliłam go. Nie chciałam mu pokazać, że nie cieszę się z tej wieści.
   - To... to świetnie - wyjąkałam. - A kiedy wyjeżdżamy? - Popatrzyłam na niego pytająco.
   - Kiedy tylko zapragniesz. - Ponownie pocałował mnie w usta.
    Teraz dopiero zdałam sobie sprawę z tego, że nigdy nie miałam z moim Aniołem bliskiego stosunku. To mogło oznaczać, że tylko jakby chciał, to mógłby od razu mnie odrzucić z myślą, że nie jestem dla niego zbyt dobra. Dobrze wiedziałam, że ten wyjazd odbędzie się niedługo, więc ta sprawa nie mogła czekać. Pragnęłam mojego ukochanego całym ciałem, a dzisiejszego wieczora chciałam mu pokazać moją miłość to niego.
    Pocałowałam go namiętnie w usta i zanurzyłam swoje ręce w jego włosach. Popchnęłam go lekko w stronę ściany. Jak się okazało po roku, nie jestem wampirem stworzonym do walki. Byłam słaba i dobrze o tym wiedziałam, lecz wcale mi to nie przeszkadzało. Carlisle panował nade mną swoją siłą.
    Muskałam jego szyję, a dłonie trzymałam na jego klatce piersiowej. Carlisle zaczął odsuwać moją czarną, koktajlową sukienkę z długim rękawem i dekoltem w kształcie serca.. Robił to wolno, ale nagle przestał i odsunął mnie od siebie. Spojrzałam mu w oczy. A jednak moje przepuszczenia były prawidłowe. Nie chciał mnie i nie pragnął zrobić tego ze mną, ponieważ nie chciał mnie skrzywdzić; nie należał do tych mężczyzn, którzy najpierw przespali się z kobietą, a na drugi dzień uciekali. Moje oczy stały się suche.
   - Nie chcesz mnie... - Odwróciłam się do niego plecami i zasunęłam sobie zamek od sukienki. Poczułam w tali jego ręce.
   - To nie tak, Esme. Kocham cię jak szalony.
   - To o co chodzi? - Nie odwróciłam się do niego i także mu się nie wyrywałam. Wiedziałam, że poszłoby to na marne.
   - Pochodzę z chrześcijańskiej rodziny. Nie toleruję tego przed ślubem.
    Odwróciłam się do niego i spojrzałam mu w oczy.
   - Przepraszam. - Wyszeptałam i wtuliłam się w niego.
   - Za co?
   - Za to że wyciągnęłam złe wnioski - pocałował mnie w czubek głowy.
   - Każdemu mogło się to zdarzyć.
 
    Carlisle:


    Przytuliłem ją do siebie. Pragnąłem jej, ale nie mogłem dać jej tego, czego chciała. I właśnie to mnie najbardziej bolało. Jednak nie pozwalała mi na to moja wiara. Pomimo tego że jestem wampirem, nie potrafię wyrzec się Boga. Wierzę w niego.
    Uniosłem moją ukochaną i udałem się do salonu. Usiadłem na fotelu i położyłem ją sobie na kolanach. Prawą ręką bawiłem się jej włosami, a lewą głaskałem po dłoni. Esme oparła się o moje ramie i przymknęła powieki. Gdybym nie wiedział, że jest wampirem, to bym pomyślał, że śpi. Wyglądała pięknie, zresztą jak zawsze.
   - Mam na razie cały czas wolny. Jeżeli chcesz, to mógłbym z tobą pójść na zakupy - chciałem, by była weselsza. Pomimo że nie cierpiałem tego zajęcia, to dla niej mogłem się poświęcić.
    Esme momentalnie uniosła głowę i spojrzała mi w oczy. Objęła moją szyję rękami i uśmiechała się do mnie. Odwzajemniłem to tym samym. Teraz trzymałem ją w tali i przyglądałem się mojej ukochanej. Nie mogłem nacieszyć się tym, że mam kogoś tak cudownego.
   - Naprawdę? - Popatrzyła na mnie, a z jej ust wydobył się cichy śmiech.
   - Jeżeli nie chcesz...
    Esme musnęła mój policzek.
   - Pewnie że chcę! - Zaśmiałem się widząc jej reakcję. Zawtórowała mi tym samy.
    Złożyłem na jej ustach pocałunek. Czas spędzony z nią, był moim najlepszym. Gdybym tylko mógł, patrzyłbym na nią całymi dniami, lecz i tak by mi się nie znudziła.
    Siedzieliśmy w tej samej pozycji jeszcze około godziny wpatrzeni w siebie. Był to długi czas, ale minęło to tak szybko. Na szczęście mieliśmy jeszcze całą wieczność. Pomyślałem o tym, co by sprawiło Esme największą przyjemność. Chciałem ujrzeć na jej twarzy uśmiech, który tak kochałem.
    Esme nagle wstała i wyszła z pokoju. Oparłem się o oparcie fotelu, lecz po chwili podniosłem się i w wampirzym tempie znalazłem się za moim szczęściem. Stała przed oknem i patrzyła na wschód słońca, opierając swe drobne dłonie o parapet.
     Stanąłem obok niej i spojrzałem w tym samym kierunku, a potem na nią. Wyglądała dziś niesamowicie. Nie wiedziałem co sprawia to, że co dnia zakochuję się w niej od nowa. Było to jednak wspaniałe uczucie. Przez prawie trzysta lat żyłem samotnie bez kogoś kogo mógłbym pokochać, ale zjawiła się ona. Traciłem już nadzieję na miłość. Byłem pewien, że już na zawsze będę sam. Potem przemieniłem Edwarda, ale on był tylko moim towarzyszem, a potem synem. Dopiero ona odwróciła mój los. Jestem wdzięczny za to, że otrzymałem taki cud.
    Wiedziałem, że chcę spędzić z nią wieczność. Nie potrafiłem dłużej czekać na to by ją poślubić, lecz wytrzymałem trzysta lat z myślą, że zostanę już na zawsze sam. Teraz gdy wiem, że jest ona, to nie potrafię czekać.
    Przytuliłem ją od tyłu i wyszeptałem ,,kocham cię". Westchnęła i obróciła się do mnie mówiąc ,,na zawsze razem". Złożyła na mych ustach pocałunek, swoimi pełnymi, czerwonym wargami. Był to najpiękniejszy pocałunek w mojej całej egzystencji.

2 komentarze:

  1. Najpiękniejszy pocałunek a całej jego egzystencji????? Po dwuch latach??? Dopiero????

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam czytać twoje opowiadanie jest takie ciekawe i wciągające

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że unoszę się w powietrze!
Przyjmuję krytykę, gdyż jestem tylko amatorką.
Notki o nn piszcie w zakładce - SPAM.
Swoje blogi polecajcie w zakładce - SPAM.