wtorek, 4 grudnia 2012

6 Rozdział


Esme :


    Weszłam do, dość dużej, łazienki. Znajdowała się tam drewniana wanna i ogromne lustro. Tyle przestrzeni, a tak mało rzeczy, pomyślałam. Podeszłam do szklanego prostokąta i dopiero teraz ujrzałam jak wyglądam. Moje brąz włosy, nabrały ciemniejszegi koloru, który był cudowny i świetnie pasował do mojej bladej, jak ściana, twarzy. Usta były czerwone; przypominały mak, nie były za duże, ale nie można nazwać ich małymi, za to idealne, jest to najlepsze określenie. Każda część mojej twarzy była idealna; żadnych niedoskonałości; nie znalazłam śladów, które zostały utworzone przez mojego męża. Jednak największą uwagę przykuły moje oczy. Miały krwisty kolor, można było skojarzyć je z rubinem.  Nic z tego nie rozumiem. Można mnie porównać z urodą Carlisle.
    Większe zdziwienie pojawiło się na mojej twarzy, gdy ściągnęłam ubrania, by ubrać rzeczy, które dostałam od mojego wybawcy; przynajmniej była taka moja teoria, nie znałam prawdy i bałam się jej poznać, ale musiałam. Przypatrywałam się mojemu ciału z coraz to większym zadziwieniem; wszystko było idealne. Wyglądałam na zgrabną i nie tylko się taką czułam, ale i byłam. Przeszłam się kilka razy po łazience i spostrzegłam, że moje ruchu są wykonywane z ogromną gracją. Nigdy bym się tego nie spodziewała. Byłam wniebowzięta.
    Zauważyłam, że dość długi czas spędzam w tym pomieszczeniu i powinnam już wyjść. Założyłam sukienkę; była śliczna i podkreślała idealnie moją figurę. Teraz wystarczy mi się tylko zastanawiać z kąt Carlisle znał mój rozmiar, ale nie to mnie ciekawiło. Dziwne były te wszystkie zmiany w moim ciele, a on na pewno znał odpowiedź. Pośpiesznie założyłam balerinki i ku mojemu zdziwieniu, także dobrze leżały doskonale przylegały do stopy. Rozczesałam włosy; okazało się to bardzo proste i bezbolesne, a moje włosy były okropnie zaplątane, możliwe, że tylko na takie wyglądały. Przypięłam do włosów jeszcze kremowy kwiatek i wyszłam z łazienki.
    Teraz wystarczyło tylko znaleźć Carlisle w tym ogromnym domu. Bałam się, że troszkę to mi potrwa, ale myliłam się. W nozdrzach poczułam znany mi zapach, więc ruszyłam w tym kierunku. Idąc w danym mi kierunku, przeszłam przez korytarz. Stąpałam po bordowym dywanie, który leżał na ciemnych panelach. Ściany miały brązowy kolor, a na nich wisiały różne obrazy; jedne przedstawiały lasy nocą, inne zaś zwierzęta, jednak tylko jeden najbardziej przykuł moją uwagę. Na białym balkonie znajdowały się cztery osoby. Trzy z nich były wysunięte bardziej z przodu, ale jedna z nich ukrywała się w cieniu; rozpoznałam w nim Carlisle, co bardzo mnie zdziwiło. Wciąż nasuwało mi się coraz więcej pytań, ale jedynie tylko on umiał mi na nie odpowiedzieć. Ruszyłam dalej za zapachem.
     Idąc tak, dopiero teraz poczułam ostre pieczenie w gardle. Myślałam, że ból zniknął, ale jednak się myliłam; szkoda. Weszłam do dużego, ale dziwnie przytulnego jak na tak ogromy pokój, pomieszczenia. W oczy od razu rzucił mi się kamienny kominek, obok niego były dwa bordowe fotele i drewniany, średniej wielkości stolik. Było tu także kilka roślinek, a między nimi grubosz i juka. Nie obyło się bez kilku dzieł sztuki; jednak te obrazy różniły się od tych w korytarzu.
     Carlisle siedział na fotelu i czytał książkę. Czyli lubi czytać, pomyślałam i ucieszyłam się, gdyż mieliśmy ze sobą coś wspólnego. Podeszłam do niego, a on natychmiast zamknął, wyglądającą na dość starą, książkę. Uśmiechnął się do mnie i wskazał ręką na drugi fotel, abym usiadła i tak zrobiłam.
  - Pewnie masz do mnie mnóstwo pytań - tak, jakby czytał mi w myślach.
  - To chyba cię nie dziwi - poprawiłam się na siedzeniu - ale najpierw, chciałam ci podziękować za tą sukienkę.
  - Podoba ci się?
  - Tak, jest śliczna - popatrzyłam mu w oczy; miały czarny kolor, a przedtem były miodowe - jak ci się odwdzięczę? - mówiąc to, odwróciłam głowę; nie chciałam dalej przypatrywać się mu.
  - Wystarczy, że zostaniesz - zastanawiało mnie bardzo, co chce przez to powiedzieć.
  - Dlaczego bym miała odchodzić?
  - Po tym co ci powiem, na pewno mnie znienawidzisz - spuścił głowę, a jego twarz wydała się być smutna. O co mu w ogóle chodziło?! Nie dałabym rady go opuścić. Nie odpowiadałam, czekałam tylko, aż mi wszystko wyjaśni. Najwyraźniej mnie zrozumiał.
  - Esme, chcesz pewnie wyjaśnień, zgadza się? - przytaknęłam głową - może zacznijmy od tego, że nie jestem kimś, za kogo mnie masz i kogo udaje. Jestem, tak zwaną zimną istotą, mówi ci to coś? - zaprzeczyłam ruchem głowy - tak myślałem. Przeze mnie i ty nią jesteś. Żałuje tego, co ci zrobiłem - zacisnął dłonie w piąstki; był wściekły, lecz nie na mnie, ale na siebie samego.
    Chwyciłam jego rękę, tym razem nie była już taka zimna jak kiedyś, wręcz przeciwnie. Rozprostowałam palce i przytrzymałam, patrząc mu w oczy. Chciałam mu jakoś pomóc, ale gdybym wiedziała jak...
  - Carlisle - zaczęłam, mając nadzieje, że potem pójdzie mi prościej; nie myliłam się - nie obwiniaj się, gdyż jestem ci wdzięczna za to, co dla mnie zrobiłeś - gwałtownie puścił moją dłoń; skuliłam się i obróciłam głowę w inną stronę.
  - Esme, nie rozumiesz? Przemieniłem cię w istotę, która krzywdzi ludzi, żyje wiecznie; stworzenie demona, a ty jesteś mi wdzięczna? Za co? Przemieniłem cię w wampira! - przestraszyłam się; wydawał być się wściekły i to bardzo. Każdy wyraz przychodził do mnie powoli, aż natrafił się na ostatni...
  - Wampir... - wyszeptałem bezdźwięcznie za pomocą warg. Wstałam z fotela i podeszłam do kominka; Carlisle zrobił to samo. Oparł ręką się o krawędź i patrzył się na ogień; przypominał mi taniec zakochanych.
  - Dalej się nie złościsz, nieprawdaż? - powiedział to bez emocji, a ja nie zrobiłam ani jednego ruchu; stałam  bezczynnie czekają na dalszy ciąg. Nic się nie działo, więc odwróciłam się w jego stronę.
  - Dlaczego bym miała? - popatrzył na mnie, a ja kontynuowałam - uratowałeś mnie od śmierci i od męża; od cierpienia. Dlatego mam być na ciebie wściekła? Jeżeli chcesz, mogę odejść, ale zawsze będę ci wdzięczna.
  - Esme, nie pragnę tego, byś mnie opuściła. Chce abyś była blisko mnie, tylko nie rozumiem twojej wdzięczności - przybliżył się do mnie, a ja wiedziałam dobrze, co mam odpowiedzieć.
  - To zrozum.
  - Chcesz kontynuować? - usiadł na fotelu, tak jakby nie słyszał tego, co przed chwilą powiedziałam. Przytaknęłam i zrobiłam to samo co on. Wiedziałam, że to nie koniec nowych rzeczy jakich się do tej pory dowiedziałam. Byłam gotowa na więcej, jedyne czego chciałam, to to, aby lepiej poznać Carlisle. Kiedy był obok mnie, chciałam rzucić się na niego i nigdy, przenigdy go nie puszczać. Tylko jak miałam to uczucie nazwać?

1 komentarz:

  1. pięknie ;)

    pozytywne,w tej sytuacji jest to że mogę przeczytać te wszystkie rozdziały od nowa ;)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że unoszę się w powietrze!
Przyjmuję krytykę, gdyż jestem tylko amatorką.
Notki o nn piszcie w zakładce - SPAM.
Swoje blogi polecajcie w zakładce - SPAM.