wtorek, 4 grudnia 2012

7 Rozdział


Carlisle :


     Esme pokiwała głową, na znak, że chce wiedzieć o wampirach więcej; dziwił mnie fakt, że nie jest na mnie zła, a raczej wściekła, za to, co jej zrobiłem. Śmierć miała ją uleczyć od cierpienia, tylko jakiego? Wiedziałem, że i na to przyjdzie pora. Teraz muszę wszystko Esme wytłumaczyć; pragnę jej dobra. Popatrzyłem na nią i czekałem, aż odpowie; nie musiałem długo czekać.
  - Tak, jestem gotowa - spojrzała na mnie - ale, mam do ciebie jedną prośbę - mówiąc to, wydawała się być spięta.
  - O co chodzi?
  - Mam dużo pytań - kiwnąłem lekko głową - dlatego, chciałabym wiedzieć jak ty stałeś się wampirem - trochę zdziwiło mnie to pytanie, lecz musiało kiedyś paść z jej ust.
  - Ależ naturalnie i mam nadzieję, że i ja dowiem się coś o tobie - Esme uśmiechnęła się do mnie. Sprawiło to u mnie radość, tylko z jakiego powodu? Kiedy ujrzałem ją w szpitalu, gdy przyszła z mężem, miałem dziwne uczucie do niej; pozytywne.
  - Na pewno poczułaś pieczenie w gardle - przytaknęła - jesteś głodna, ale jako wampir zwykłe jedzenie, którym żywiłaś się przed przemianom, nie zaspokoi go. Jedynie ludzka krew może to zaspokoić - ujrzałem na jej twarzy obrzydzenie; nie pragnęła zabijać ludzi - takie wampiry mają czerwone oczy, takie jak ty w tej chwili.
  - Ty masz miodowe, czemu?
  - Nie piję ludzkiej krwi, żywię się zwierzęcą. Nie jest ona tak samo smaczna jak u człowieka, ale wystarczająca, by mogłem się najeść; dzięki temu, spokojnie pracuje w szpitalu przy ludziach, ponieważ ta dieta daje mi samokontrole. Nie czuje ludzkiej krwi, uodporniłem się na nią po wielu latach praktyki - popatrzyłem na nią; była zaciekawiona każdym moim słowem i słuchała z niezwykłą uwagą.
    Teraz przyszedł moment, aby zapytać Esme, czy toleruje tą dietę co ja i czy chce ze mną zostać. Długo się nie odzywałem, tak samo ona; patrzyliśmy sobie w oczy, nie miałem pojęci co te wszystkie gesty z jej i mojej strony mogłyby znaczyć.
  - Esme...
  - Tak? - wyrwałem ją najwyraźniej z zamyśleń.
  - Czy ty - nie wiedząc dlaczego, nie chciało mi to przejść przez gardło - tolerujesz tą dietę co ja?
  - Jak najbardziej. Nie mam ochoty zabijać niewinnych ludzi; to byłoby okropne - skrzywiła się, mogłem tylko przypuszczać, że to na znak, że nie zamierza pić ludzkiej krwi - mam do ciebie prośbę. Możesz mnie tego nauczyć? - spojrzałem na nią pytająco - chodzi mi o samo kontrolne.
  - Naturalnie.
  - Potem mogę się wynieść, naprawdę!
  - Nie chce, byś odeszła - nie panowałem nad słowami; same wylatywały mi z ust. Czyżbym się... Nie! To nie do przyjęcia! Esme popatrzyła na mnie, uśmiech pojawił się na jej ślicznych, czerwonych ustach.
  - Naprawdę? - przytaknąłem głową - to niesamowite... - szepnęła cichutka i zdałem sobie sprawę, że z pewnością nie było to do mnie, tylko do samej siebie.
  - Chcesz? - chciałem być pewny na sto procent.
  - Jak najbardziej, oczywiście, jeżeli i ty tego chcesz.
  - Nie poradzę sobie sama, więc tak - odwzajemniłem teraz uśmiech, który nie znikał z jej twarzy. - Carlisle...
  - Tak?
  - Zanim cokolwiek powiesz mi o wamp... wampirach - z trudem przechodziło jej do przez gardło - czy mógłbyś mi powiedzieć coś o sobie? - zaśmiałem się pod nosem i przytaknąłem głową na tak. Esme ucieszyło to, przynajmniej wywnioskowałem to z jej uroczego wyrazu twarzy, który był nadzwyczaj pogodny.
  - Urodziłem się w tysiąc sześćset czterdziestym trzecim roku w Londynie - tak zacząłem swoją opowieść. - Moja matka zmarła przy porodzie, więc jej nie znałem; ojciec twierdził, że tylko demon potrafi zabić własne dziecko, lecz i tak mnie kochał, może tego nie okazywał, ale na łożu śmierci powiedział mi to - mina Esme mówiła sama za siebie, współczuła mi i to bardzo. - Był on pastorem w parafii; każdy mieszkaniec żywił do niego wielki szacunek. Nikt jednak nie znał prawdy... - popatrzyłem na moją słuchaczkę. - Przed śmiercią powiedział mi prawdę; był łowcą wampirów, ale nigdy nie zabił prawdziwego, byli to tylko fałszywi ludzie, lecz wierzono mu, że są prawdziwe; on sam tak myślał. Powiedział mi komu mogę ufać i do jakich chłopów się zgłosić i tak zrobiłem; miałem bowiem nimi dowodzić- stać się tym czym mój ojciec.
    Długo szukałem, pragnąłem prawdziwych dowodów, gdyż nie chciałem śmierci niewinnych ludzi. Pewnego dnia odkryłem w kanałach grupkę wampirów. Postanowiłem zabić ich nocą, ponieważ wtedy wyszliby pewnie na łowy. Nie myliłem się. Wyruszyliśmy z pochodniami i bronią na stworzenia demona -wszystko stanęło mi przed oczyma. - Kiedy dotarliśmy na miejsce, jeden z mężczyzn krzyknął do kanałów, aby wyszły i się poddały; dodał do tego dużo obelg. Ja sam nic nie mówiłem, pragnąłem zachować spokój, lecz moi kompani najwyraźniej nie mieli tego w zamiarach. Wydzierali się w niebo głosy, aż w końcu ze ścieków wyskoczyła trójka wygłodniałych wampirów. Byli ordynarni; przynajmniej po ich niechlujnym stroju można było to wywnioskować.
    Zaczęli uciekać, ponieważ doskwierał im głód, przez co byli słabi. Rzuciłem się za nimi w pogoń; miałem dużo szans, gdyż biegli w normalnym tempie, a ja byłem dość szybki. Złapałem jednego za rękę, była zimna i twarda jak głaz, wampir obrócił się w moją stronę i podniósł moją rękę do swoich warg, po czym wysuwając swoje kły, wbił je w moje ramię. Nie zdążył wyssać ze mnie całej krwi, ponieważ ludzie zaczęli się zbliżać, więc uciekł zostawiając mnie rannego - na twarzy Esme ujrzałem przerażenie, strach. Jej uczucia wychodziły szybko na jaw, nawet jak wampir wydawała się delikatna. - O resztkach sił, doczołgawszy się do jakieś spiżarni, przetrwałem wijąc się z bólu trzy dni przemiany. Były to najgorsze dni w moim życiu; czułem ogień na całym ciele - mówiłem to z gniewem, dlatego opanowałem powoli swój głos i kontynuowałem - Stałem się czymś, czego nienawidziłem...
    Próbowałem wszystkiego do jedzenia, by zaspokoić swój głód. Wszystko było okropne; stawałem się głodniejszy. Wiedziałem,  że muszę odejść z miasta. Przez miesiąc byłem w lesie i nic nie jadłem; czułem w gardle pieczenie. Pewnego dnia na swojej drodze napotkałem stado jeleni. Rzuciłem się na nie; byłem wygłodzony. Wtedy odkryłem, że nie muszę pić ludzkiej krwi, mogłem swobodnie żywić się zwierzęcą i zauważyłem, że dzięki temu mam miodowe oczy, a nie czerwone. Z czasem panowałem nad kontrolą i mogłem swobodnie poruszać się swobodnie przy ludziach - tak zakończyłem swoją historię, pomyślałem, że tyle jak na razie powinno wystarczyć.
  - Dużo wycierpiałeś... - przytaknąłem głową.
  - Ale to już przeszłość - nagle wszystkie obrazy znikły mi z oczu. - Powinienem ci powiedzieć, że jesteś nowo narodzona, więc przez około rok, dy ludzka krew jeszcze w tobie jest, będziesz przeważać nade mną siłą i jesteś bardziej niebezpieczna.
  - Naprawdę? - ujrzałem zdziwienie na jej twarzy; patrzyłem na nią jak zaczarowany. - Coś nie tak? - słodki głosik wyrwał mnie z transu.
  - Nie, nie. Chyba czas na polowanie - wstałem z fotela, a ona zrobiła to samo. - Na pewno doskwiera ci głód, nieprawdaż?
  - Tak i to bardzo - chciałem już wychodzić, ale Esme stała w miejscu. - Mam do ciebie tyle pytań... - podszedłem do niej i położyłem rękę na jej ramieniu, a gdy na nie spojrzała, speszony od razu zabrałem dłoń.
  - Znajdziemy i na to czas.
  - Dobrze - przytaknęła głową i wyszliśmy z mieszkania, prowadząc się w stronę lasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz sprawia, że unoszę się w powietrze!
Przyjmuję krytykę, gdyż jestem tylko amatorką.
Notki o nn piszcie w zakładce - SPAM.
Swoje blogi polecajcie w zakładce - SPAM.