wtorek, 4 grudnia 2012
27 Rozdział
Esme:
Piękny zapach przepływał przez moje nozdrza. Czułam go w całym ciele. Mogłam zakosztować szczęścia przez kilka chwil. Czy było to warte? Instynkt kazał mi rzucić się na ciało, które i tak jest już zimne, tak samo jak krew która jest w nim. To właśnie zmniejszyło moją rządzę, lecz w koło było mnóstwo ludzi... Pachnieli tak słodko...
Poczułam mocny zacisk w tali, przez co nie mogłam poruszać rękami. Były uwięzione razem z moim ciałem. W koło słyszałam głosy różnych ludzi, lecz jeden był inny od wszystkich. Brzmiało w nim tyle czułości, strachu i miłości... do mnie! Nie mogłam mu się oprzeć. Czułam, jak przejmuje kontrole nade mną.
- Esme, nie myśl o tym... Wstrzymaj oddech. Proszę, opanuj się! - W tym wszystkim rozpoznałam ten głos, który należał do człowieka, a raczej wampira, którego kochałam...
- Carlisle... - wyszeptałam sama do siebie. Jakieś miłe uczucie było silniejsze niż żądza krwi. Siłowało się z moim instynktem, aż w końcu wygrało tą walkę.
Wtuliłam się w niego i wstrzymałam oddech. Poczułam ponownie piękny zapach, lecz tym razem dochodził od mojego ukochanego. Nie chciałam otwierać oczu, które od dłuższego czasu były zamknięte. Zawzięcie myślałam o moim Aniele, lecz cały czas widziałam to, co stało się przed chwilą.
Mężczyzna z nożem szedł w naszą stronę. Chciał nas zabić. Nagle straciłam wzrok, a na ciele czułam mrowienie. Po chwili moje oczy się otworzyły. Byłam w ramionach mojego ukochanego, a taksówkarz przeprosił mnie i podciął sobie gardło. Był to najokropniejszy i najstraszniejszy widok jakikolwiek widziałam. Myśląc o tym wszystkim poczułam się okropnie. Wydawało mi się, że była to moja wina. Że ja spowodowałam jego śmierć.
To wszystko przerwała jeszcze jedna myśl. Nie zaatakowałam nikogo. Walczyłam z wampirzym instynktem i udało mi się, ale to wszystko dzięki niemu. Gdyby nie on... nie, nie chcę nawet o tym myśleć! Jeszcze mocniej wtuliłam się w swojego ukochanego.
Poczułam jego oddech na mojej głowie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z rzeczywistości i usłyszałam wszystko, co działo się wokoło mnie. Kilkoro ludzi okrywało zwłoki tego mężczyzny; nie potrafiłam nazwać go mordercą, pomimo tego że na pewno nim był. Ktoś zapytał się Carlisle, czy wszystko ze mną dobrze i czy mógłby powiedzieć mu, co się wydarzyło. Nie chciałam odwracać głowy i spojrzeć na całe otoczenie, bo przecież mogłam stracić nad sobą kontrole, a tego absolutnie nie chciałam. Pragnęłam znaleźć się w miejscu, gdzie nikogo nie będzie, oprócz jego, mojego Anioła Stróża. On był teraz dla mnie najważniejszy. To dzięki niemu nie zaatakowałam tych ludzi.
- Chodźmy stąd. - Usłyszałam nad sobą głos Anioła.
Kiwnęłam tylko znacząco głową. Cały czas wtulona w niego, weszłam do naszego nowego domu. Moje oczy wciąż były zamknięte. Nie miałam nawet ochoty spojrzeć na moje nowe miejsce zamieszkania. Bałam się, że gdy moje powieki tylko się podniosą, mogę ujrzeć ciało tego mężczyzny. Nie chciałam tego.
- Poczekaj tu. Idę po bagaże. - Carlisle zachowywał spokój. Zazdrościłam mu jego samokontroli, ale jednocześnie cieszyłam się z faktu, że on ją ma. Zasługiwał na nią pod wieloma względami.
Stałam oparta o ścianę. Nie miałam pojęcia, jak wygląda ten dom, lecz nie chciałam nadal otwierać oczu. Usłyszałam, jak ktoś wchodzi do mieszkania. Poczułam znajomy mi miły zapach. Ten ktoś przytulił mnie i pocałował w czoło.
- Esme, otwórz oczy. - Ponownie złożył pocałunek na moim czole - było to bardziej lekkie muśnięcie.
Pokręciłam przecząco głową. Zachowywałam się, jak małe dziecko! Anioł przytulił mnie mocniej do siebie i zaśmiał się cicho. Nie rozumiałam go za bardzo. Przed chwilą zginął człowiek, a on się śmieje! Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Patrzył cały czas na mnie. Na jego twarzy był wielki ogromny smutek. Chciałam, aby on zniknął.
- Może chciałabyś zobaczyć dom? - Pokiwałam głową. Właśnie w tej chwili zdałam sobie sprawę, że nic nie mówię.
- Oczywiście. - Uśmiechnęłam się do niego. Ale czy ,,uśmiechnęłam" to było dobre słowo? Wymusiłam go z siebie, starając się o wszystkim zapomnieć.
Carlisle przechwycił moją dłoń. Widziałam, że chce mi dodać otuchy i pokazać, abym się nie martwiła.
Kiedy mieliśmy iść, mój ukochany nagle spochmurniał i spojrzał mi w oczy. Nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Esme, jeszcze jedno... - Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - Na pewno nie chcesz do tego wracać, lecz co się wtedy wydarzyło? Z twojego ciała wydobyły się białe fale. Nie miałem pojęcia, co one oznaczają, ale mam pewną teorię. Może najpierw usiądziemy? - Mój narzeczony wskazał na białą kanapę w średniej wielkości salonie.
Powędrowałam za nim. Ściany w tym pokoju miały brązowy kolor, a meble były białe. Usiadłam blisko Carlisle'a i spojrzałam w jego oczy. Westchnął.
- Wiesz dobrze o tym, że Edward ma dar. Nie każdy wampir dostaje coś takiego, ale są różne dary. Kate, jedna z Denalek, może porazić prądem, a... - Popatrzyłam na niego zdziwiona.
- Czy ty uważasz, że ja... - Oparłam się o oparcie.
- Możliwe. Nie jestem pewien. - Wzmocnił uścisk na mojej dłoni, której nie puszczał. - Przekonamy się o tym, gdy przyjadą Denalczycy. Eleazar potrafi wykrywać dary u innych wampirów. - Przysunął mnie do siebie. - Na razie o tym nie myślmy. Lepiej pokażę ci całe mieszkanie. - Wstał, a ja równo z nim.
Wciąż nie mogłam się przyzwyczaić z myślą, że prawdopodobnie mam dar. Nie wiedziałam na czym on polegał, ale chciałam, jak najszybciej wiedzieć. Ale bałam się go. Jeżeli sam z siebie się ,,uaktywnia", to nie będę mogła go kontrolować, a nie wiem jakie skutki będzie mógł on robić.
Na razie nie powinnam się tym przejmować, tylko zająć się tym co teraz najważniejsze, a dokładnie zobaczenie całego domu. Byłam ciekawa, jak Carlisle go urządził. Zresztą mówił, że ma tu dla mnie jakąś niespodziankę, a ja byłam ciekawa, co to.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz sprawia, że unoszę się w powietrze!
Przyjmuję krytykę, gdyż jestem tylko amatorką.
Notki o nn piszcie w zakładce - SPAM.
Swoje blogi polecajcie w zakładce - SPAM.