wtorek, 4 grudnia 2012
26 Rozdział
Carlisle:
Popatrzyłem na moją ukochaną. Siedziała z rękoma na nogach i wypatrywała taksówki, która już dawno powinna się zjawić. Wkoło nas było mnóstwo walizek z ubraniami. Potrzebne rzeczy do domu były zawiezione kilka dni wcześniej - wystarczyło je tylko rozpakować.
Mój wzrok nie odrywał się od Esme. Pomyśleć, że ma zostać moją żoną. Ta myśl budziła we mnie wielkich rozmiarów szczęście, które z każdą chwilą się powiększało. Pragnąłem już zawsze przy niej być, dawać jej to, co najlepsze. Uszczęśliwiać ją cały czas, by z jej ust nie schodził uśmiech. Składać pocałunki w byle jakiej sytuacji. Spędzać z nią wszystkie radości i smutki. Znosić jej kaprysy. Ona była moim nałogiem, uzależnieniem. Nie, to nie te słowa. One się źle kojarzą. Trudno było nazwać to, co do niej czułem, ale chyba miłość, to coś o co mi chodziło.
Szczęściem mym są jej najdroższe oczy, w których można ujrzeć miliony świecących gwiazd. Jej usta są dla mnie jak alkohol dla alkoholika. Radość we mnie krzyczy, gdy wracam z pracy i mogę nasycić się widokiem tej anielicy. To wszystko jest takie magiczne i nadzwyczajne. Wciąż nie mogę uwierzyć, że mam kogoś takiego, jak ona.
Ciepły dotyk na mojej dłoni wyrwał mnie z zamyśleń. Popatrzyłem na moją na narzeczoną. Wpatrywała się we mnie i uśmiechała się promiennie. Byłem ciekawy o czym myśli. Musnąłem jej wargi. W odpowiedzi usłyszałem tylko cichy śmiech.
- A to za co? - spytała, dalej się śmiejąc.
Jej śmiech brzmiał, jak tysiąc najlepszych dzwoneczków. Pocałowałem ją delikatnie w wierzch prawej dłoni.
- Nie mogę? - Spojrzałem na nią z cwaniackim uśmieszkiem i ponownie musnąłem jej usta.
- Jesteś niemożliwy! - Zaśmiała się jeszcze głośniej.
Chciałem złożył na jej ustach jeszcze jeden pocałunek, lecz zjawiła się taksówka. Wyszedł z niej brodaty mężczyzna, otworzył bagażnik i pomógł mi wsadzić tam wszystkie bagaże. Na całe szczęście było dużo miejsca. Esme stała obok samochodu i obserwowała mnie i... Dokładnie to jej wzrok skupił się tylko na mnie, co mu schlebiło.
Otworzyłem drzwi do taksówki mojej ukochanej, która uśmiechnęła się do mnie przelotnie i weszła do środka. Poszedłem za jej śladami i usiadłem obok niej, obejmując ją w pasie ręką. Kiedy taksówkarz usadowił się na miejscu kierowcy, ruszyliśmy do naszego nowego domu.
Widziałem, jak jak mężczyzna cały czas patrzy w lusterko i przygląda się Esme. Trochę mnie to zdenerwowało, ale tylko mocniej objąłem moją ukochaną i starałem się nie myśleć o taksówkarzu, tylko o niej.
Miałem nadzieję, że spodoba jej się wystrój domu. Mam dla niej niespodziankę, z której na pewno się ucieszy - przynajmniej mam taką nadzieję. Pamiętam, jak rozmawialiśmy o tym, ale nie było to wtedy możliwe. Teraz jednak chciałem ominąć jeden "rozdział", pomimo tego że mam swoje zasady.
Czułem, że ona mnie zmienia na lepsze.Kochałem ją pod każdym względem i gdy przypomnę sobie z jakim bólem opowiadała mi o swojej przeszłości, to aż coś we mnie buzuje. Czuje się za nią odpowiedzialny, lecz nie pod względem opiekuna, czy nawet przyjaciela. Nie potrafię tego opisać słowami.
Popatrzyłem w lusterko. Byłem ciekawy, czy taksówkarz dalej śledzi wzrokiem moją ukochaną. Myliłem się. Patrzył na mnie w taki sposób, jakby chciał ocenić moją siłę. Sam wyglądał na dobrze zbudowanego, ale się nie musiałem tym przejmować.
Przytuliłem mocniej Esme. Położyłem podbródek na jej głowie, sycąc się jej niebiańskim zapachem i dotykiem karmelowych włosów.
Esme:
Czułam bijące szczęście od Carlisle. O sobie jednak nie mogłam tego powiedzieć. Strach przeszywał mnie od środka. Nie będzie tak źle - powtarzałam sobie cały czas w głowie, chodź w to nie wierzyłam. Za nie całe cztery dni mieli przyjechać Denalczycy. Bałam się, co o mnie pomyślą. A jeżeli mnie nie polubią? Nie wiedziałam, czy powiedzieć to mojemu Aniołowi. Mógłby mnie wyśmiać. Nie, nie zrobiłby tego. Znam go na tyle, że wiem o tym dobrze; on nie jest wstanie zrobić mi takiej przykrości. Na pewno by powiedział mi, że niczego nie muszę się bać.
Samochód się zatrzymał, a to znaczyło tylko jedno. Jesteśmy na miejscu. Wyjrzałam przez okno od strony, gdzie siedział Carlisle. Ujrzałam średniej wielkości dom w białym kolorze z brązowymi, drewnianymi akcentami. Dach był bordowy. Do wejścia prowadziły dwa schodki.
Mój ukochany uśmiechał się do mnie. Niepewnie to odwzajemniłam. Wyszliśmy ze samochodu. Spojrzałam na dom, zaciskając dłonie w piąstkę. Usłyszałam za sobą otwierany bagażnik i wyciągane walizki. Westchnęłam.
Carlisle zapłacił taksówkarzowi, lecz on nie odchodził. Obróciłam się do niego z pytającym wzrokiem i wtedy zamarłam. Ujrzałam w jego dłoni nóż. Przyglądał mi się. Jego mina przedstawiała rozbawienie. Spojrzałam na mojego Anioła - był zdezorientowany. Wiedziałam jednak, że nie musiałam się niczego bać, ale co się może zaraz wydarzyć?
Mężczyzna zaczął biec w moją stronę. Byłam przestraszona, nie wiedziałam co się dzieje. Był coraz bliżej nas unosząc nóż nad głową. Chwyciłam się kurczowo marynarki Carlisle.
Nagle poczułam dziwne mrowienie, które rozeszło się po całym ciele. Moje oczy szeroko się otworzyły. Widziałam tylko mnóstwo czarnych kropeczek. Nie miałam pojęcia co się dzieje. To nie mogła być śmierć...
Starałam się zamkną oczy, lecz na nic się zdawało. Po chwili wzrok mi wrócił. Byłam w ramionach mojego ukochanego, który patrzył na mnie z czułością i strachem... o mnie.
- Przepraszam. - Usłyszałam głos tego taksówkarza.
Mój wzrok powędrował na niego. Patrzył na mnie błagalnie. Nie potrafiłam go nienawidzić. Uśmiechnął się do mnie czule, przyłożył nóż do gardła i...
- Nie! - Krzyknęłam tak głośno, że z domów zaczęli wybiegać ludzie.
Na ziemi leżał taksówkarz. Wkoło było mnóstwo krwi. Czułam ją dokładnie w nozdrzach. Nie mogłam się powstrzymać. Mnóstwo ludzi...
Krew...
Pożądanie...
Głód...
Czułam mocne ramiona, które trzymały mnie w uścisku. Szarpałam się, ale to coś było zbyt silnie. Nie poddawałam się. Uwolniłam się. Czułam słodki zapach... krwi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń