wtorek, 4 grudnia 2012

25 Rozdział


Esme:


    Weszliśmy do danego mi i Carlisle'owi przedziału. Był w nim tylko jeden mężczyzna; wyglądał na około trzydzieści osiem lat. Zerknął na mnie, po czym oblizał prawie niewidocznie górną wargę. Uśmiechnął się do mnie, przez co można było zobaczyć jego złoty ząb na samym przedzie. Odwróciłam się do mojego Anioła, który tylko wzruszył ramionami i schował nasze walizki w schowku.
    Usiadłam na przeciwko tego mężczyzny - obok okna. Carlisle usadowił się obok mnie. Wyciągnął z kieszonki za marynarką jakąś małą książeczkę i zaczął ją studiować. Cicho westchnęłam i oparłam się łokciem o framugę okna w pociągu.
    Spojrzałam na swoje nogi. Jedna była odrobinę wysunięta do przodu. Zauważyłam, jak mężczyzna przysuwa swoją do mojej, przy czym na jego ustach gościł ogromny uśmiech. Otworzyłam szeroko oczy - byłam przerażona jego zachowaniem. Obróciłam głowę w stronę mojego narzeczonego, ale najwyraźniej on nic nie zauważył.
    Przysunęłam nogę do siebie. Wyłapałam na wargach tego mężczyzny, jak bezgłośnie wymawia: ,,śliczne nóżki, kotku". Skrzywiłam się. Gdybym była człowiekiem z pewnością bym teraz zwymiotowała. Przysunęłam się do Carlisle. Włożyłam swoją rękę pod jego łokieć i przytuliłam się do niego. Spojrzał na mnie przelotnie i uśmiechnął się, po czym po chwili wrócił do swojej lektury. Przymknęłam powieki, opierając swoją głowę na jego ramieniu.
    Marzyłam o tym, by jak najszybciej dojechać na miejsce. Pociąg ruszył. Po kilku minutach usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Ktoś je odsunął i przed nami stanął konduktor.
   - Bilety. - Jego głos był chrapliwy.
    Carlisle wyciągnął dwa bilety - za mnie i za niego. Konduktor chwycił je, lekkim szarpnięciem, do swoich grubych palców i spojrzał na mężczyznę, która siedział na przeciwko mnie i wpatrywał się tak, jakby zamierzał mnie zaraz zjeść. Mocniej przytuliłam się do Anioła.
    Mężczyzna wyciągnął swój bilet, podał konduktorowi, który zabrał go i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
   - Ładny dziś dzień, nieprawdaż? - Mężczyzna kierował te słowa do Carlisle.
    Mój ukochany położył sobie książkę na kolanach i odwzajemnił uśmiech mężczyzny, który nie schodził mu z twarzy.
   -  Tak, jak na zimową pogodę, to mogę rzec, że nawet bardzo piękna. - Mówiąc to, spojrzał na mnie i się uśmiechnął. - Carlisle Cullen. - Wyciągnął rękę do mężczyzny, który ją uścisnął.
   - Jack Cole. A ta piękna panienka? - Spojrzał na mnie. Na jego twarzy wisiał wredny uśmieszek.
     Oderwałam od mojego narzeczonego i wyprostowałam się, trzymając obie dłonie na kolanach. Nogi miała skrzyżowane.
   - Esme Platt. - Na mojej twarzy nie występowało żadne uczucie.
   - Myślałem, że państwo są małżeństwem! - Jack roześmiał się. Jego śmiech odbijał się od ścian pociągu.
   - Esme, to moja narzeczona. - Anioł przechwycił moją dłoń.
    Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się. Musnęłam lekko jego wargi. Kątem oka spojrzałam na Jack'a. Po jego minie można było wywnioskować, że jest zniesmaczony i to bardzo. Zadowoliło mnie to. Skrzyżował ręce, przymknął powieki - chciał zasnąć. Miałam nadzieje, że szybko mu się to uda, bo miałam już dość jego wzroku, który cały czas mnie śledził.
    Miałam szczęście; po pięciu minutach słychać było jego chrapanie. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Spojrzałam na Anioła. Czytał książkę. Pocałowałam go w policzek. Powoli zjeżdżałam w dół. Natrafiłam na jego szyję. Odsunęłam leciutko kołnierzyk od jego koszuli i musnęłam jego kark kilka razy.
   - Esme, nie sądzisz, że tutaj nie jest to zbyt stosowne? - Zaśmiał się.
   - Nie za bardzo się tym przejmuje. - Uniosłam głowę i musnęłam jego wargi.
    Założyłam mu dłonie na szyję. Poczułam jego dotyk w mojej tali. Uniósł mnie, przez co byłam teraz na jego kolanach. Siedziałam na swoich nogach i uśmiechałam się do niego. Dzieliło nas tylko kilka centymetrów.
   - Kocham cię - wyszeptałam.
   - Kocham cię. - Ujrzałam równe, biały zęby i wargi mojego ukochanego złożone w uśmiechu.
    Zanurzyłam swoje usta w jego. Basze wargi były połączone przez kilka sekund. Nasze języki złączyły się i rozpoczęły namiętne tango. Pragnęłam go całym ciałem. Pocałunki już mi nie wystarczały. Chciałam być z nim jednością. Kochałam go tak bardzo...
    Carlisle oderwał się ode mnie. Na początku trochę się zdziwiłam, lecz zaraz wyczułam, że ktoś się zbliża. Usiadłam na swoim miejscu i chwyciłam go za dłoń. To naszego przedziału weszła jakaś kobieta. Miała oliwkową twarz, krótkie czarne włosy i była ubrana w ciemno zielona sukienkę do kolan. Uśmiechała się, chodź wiedziałam, że to tylko na pokaz.
   - Dzień dobry. - Miała piskliwy głos. - Czy nie chcieli by państwo coś zjeść? - Patrzyła na nas swoimi brązowymi oczami.
   - Nie, dziękujemy. - Odpowiedział za mnie Carlisle.
   - Ale czy na pewno? - Kobieta nie chciała dać na spokoju. - Mamy tu świetne kawy.
   - Naprawdę nie! - Trochę przesadziłam, że tak krzyknęłam, ale chciałam, aby sobie już poszła.
    Oboje na mnie popatrzyli, a ten cały Jack się zbudził. No świetnie! Czułam na sobie ich zdziwione wzroki.
   - A może pan chciałby coś do picia lub jedzenia? - Spojrzała na Jack'a. Widać, że chciała pokazać, że nic ją to nie zainteresowało.
   - Poproszę wodę. - Mężczyzna westchnął i chwycił się za głowę. Był jeszcze zmęczony.
    Miałam nadzieję, że reszta podróży minie nam spokojnie i bez żadnych takich głupich zdarzeń, a pan Cole sobie już odpuści te zaloty. Oparłam się o siedzenie i zamknęłam powieki. Marzyłam o śnie, która i tak nie nadejdzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz sprawia, że unoszę się w powietrze!
Przyjmuję krytykę, gdyż jestem tylko amatorką.
Notki o nn piszcie w zakładce - SPAM.
Swoje blogi polecajcie w zakładce - SPAM.