wtorek, 4 grudnia 2012
22 Rozdział
Esme:
Przyglądałam się miejscu w które zabrał mnie mój ukochany. Gdybym była człowiekiem, zaparłoby mi dech. Na piasku był rozłożony kremowy, wełniany koc na którym leżał ogromny bukiet czerwonych róż, a w koło niego było mnóstwo płatków tego uroczego i jednocześnie romantycznego kwiatu. Były również dwie, średniej wysokości hawajskie świeczki. Miały chudą podstawę i rozłożystą górę w której było widać mały, świecący ogień.
Obróciłam się na piętak do mojego Anioła. Klasnęłam w dłonie i uśmiechnęłam się.
- Śliczne. Sam to zrobiłeś? - Popatrzyłam na niego, a on w wampirzym tempie znalazł się przy kocu.
Ponownie się obróciła. Przede mną stał Carlisle z ogromnym bukietem róż. Wręczył mi je, a ja uśmiechnęłam się równo z nim.
- Dla pięknej pani wszystko co najlepsze - Pocałowałam go w policzek.
Powąchałam kwiaty. Miały słodki zapach, na co na mojej twarzy pojawił się kolejny uśmiech. Chwyciłam mojego ukochanego za dłoń. Mój wzrok utkwił właśnie na nim. Czułam się taka szczęśliwa. Nie mogłam wyobrażać większego szczęścia, jakie dostałam od losu. Wtuliłam się w jego ramię, lecz po chwili Anioł puścił moją dłoń. Staliśmy naprzeciw siebie obok koca. Patrzyłam w jego złote oczy w których kryło się mnóstwo miłości.
Nagle Carlisle ukląkł na jednym kolanie. Otworzyłam szeroko oczy. Bałam się tego, co zamierza zrobić, bałam się odpowiedzieć, bałam się tego, co będzie później. Mam nadzieję, że nie zamierza tego zrobić o czym myślę. Chwycił moją prawą dłoń obiema, a ja stałam i patrzyłam na niego zdziwiona, a zarazem przestraszona. Miałam ochotę uciec, pomimo tego że kochałam go.
- Jesteś dla mnie wszystkim. - Zaczął swój monolog, który mógł zmierzać tylko do jednego. - Nie wyobrażam sobie teraz życia bez ciebie. Pamiętam dzień, kiedy ujrzałem cię w kostnicy. Pomimo tego że wszyscy mówili, że już nie żyjesz, to ja czułam bicie twego serca. Nie mogłem tak tego zostawić. - Mój strach i zdziwienie przerodziło się w całkowicie jemu przeciwnemu. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. - Kiedy ujrzałem cię, poczułem jakby moje zamarznięte serce nagle odżyło. Czułem się niesamowicie patrząc na ciebie. Nie mogłem się powstrzymać, by uratować tak piękną anielicę jaką jesteś. Nie żałuję tego. - Spojrzał na mnie. Uśmiechałam się. Moje oczy stały się suche. Nigdy nie słyszałam niczego piękniejszego. Carlisle wyjął coś za marynarki. - Esme Anne Platt - użył mojego nazwiska, które nosiłam przed małżeństwem. Same słowa głoszą "Aż śmierć was nie rozłączy", a mnie i Charlesa rozłączyła. - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie? - Anioł otworzył pudełeczko, a ja ujrzałam najpiękniejszy pierścionek na świecie. Chwycił go w palce i czekał na moją decyzję.
Patrzyłam na pierścionek, a w mojej głowie kłębiło się milion myśli. Nie odpowiadałam dłuższy czas. Co on sobie może pomyśleć... Wzięłam głęboki wdech. Esme! Myśl racjonalnie, kochasz go i to się liczy, nie patrz na przeszłość, patrz w przyszłość.
- Ja... - Ponownie wzięłam głęboki wdech. Carlisle miał zaniepokojoną minę, więc musiałam działać. - Byłabym zaszczycona, gdybym mogła zostać twoją żoną. Kocham cię i nic tego nie zmieni. - Powiedziałam to na jednym oddechu.
Mój ukochany, a teraz także narzeczony, uśmiechnął się. Poczułam na palcu chłodny dotyk. Był to pierścionek, który oznaczał moje szczęście. Nie wiem, jak mogłam wcześniej się wahać! Carlisle wstał i ponownie spojrzał w moje oczy. Trwało to chwilę. Zniecierpliwiło mnie to czekanie, więc przybliżyłam do siebie twarz Anioła i pocałowała go. Prawą dłoń zanurzyłam w jego blond włosach, a druga zwisała bezwładnie.
Carlisle wydawał się na początku trochę zaskoczony, lecz zaraz odwzajemnił mój pocałunek. Przybliżył mnie do siebie, przez co moje obie dłonie wylądowały na jego torsie. Przymknęłam powieki i napajałam się tą chwilą. Opadliśmy na koc, przez co zaczęliśmy się śmiać. Wtuliłam się w niego i spojrzałam na pierścionek. Był cudowny.
- Mam pytanie - Carlisle bawił się kosmykiem moich włosów, gdy ja błądziłam ręką po jego torsie. - Pamiętasz ten dzień po przemianie?
- Jakby to było wczoraj... - Wyszeptałam.
- Nazwałaś mnie wtedy Aniołem - cicho się zaśmiałam. - Dlaczego? - Westchnęłam.
- Bo jesteś moim Aniołem.
- Ale... - Zaśmiałam się, lecz tym razem głośniej.
- Niepotrzebna ci więcej wyjaśnień, Aniele - musnęłam jego wargi, a Carlisle przytulił mnie jeszcze mocniej. Byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie.
Carlisle:
Głaskałem moją ukochaną po głowie. Spojrzałem na jej twarz - wyrażała całkowity spokój i szczęście. Byłem przerażony, gdy przez długi czas nie odpowiadała na moje zaręczony. Bałem się, że odrzuci to i że było to dla niej tylko chwilowe, nic prawdziwego. Jednak, i na szczęście, myliłem się, co do tego.
Przeturlałem się tak, że Esme leżała pode mną. Zaśmiała się, a ja dołączyłem do tych dźwięcznych dzwoneczków. Przybliżyłem swoją twarz do jej, lecz zamiast złożyć na jej ustach pocałunek, złożyłem go na jej policzku. Wędrowałem ustami wkoło jej pełnych, różowiutkich warg. Spojrzałem ponownie na moją ukochaną, która najwyraźniej była już zniecierpliwiona, jednak nie zamierzałem odpuszczać.
Esme chwyciła moją twarz w dłonie i popatrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy, lecz moja ukochana miała tego dość i złożyła na mych ustach namiętny pocałunek. Taniec naszych języków był równy i dokładny. Nie było żadnych pomyłkowych przejść. Nagle znalazłem się pod moją narzeczoną, która tylko się zaśmiała i dalej składała na mych ustach pocałunki miłości.
- Więc kiedy spotkamy się na ślubnym kobiercu? - Ukochana zaśmiała się. Najwyraźniej było jej do tego śpieszno, ale mi to nie przeszkadzało.
- Kiedy tylko zechcesz, o władczyni mego ciała. - Ponownie nasze języki wykonały taniec miłości.
Nie mogłem powiedzieć ,,serca", bowiem było one już dawno zamarznięte - na wieki. Pogłaskałem Esme po policzku i uśmiechnąłem się do niej. Była taka piękna i nadzwyczajna. Lśniła urodą przed śmiercią i po i to było pewne. Każdy gest wykonywała z największą gracją. To prawda że wampiry ją mają, ale ona wykonywała to o wiele lepiej od każdego.
Jej karmelowe włosy opadały na moją twarz; jej kok rozwalił się, lecz nadal wyglądała cudownie. Przełożyłem je za ucho mojej ukochanej. Patrzyliśmy sobie w oczy. Esme uśmiechnęła się, przez co ujrzałem jej śliczne dołeczki w policzkach. Nigdy nie widziałem takich na żadnym wampirze, ale ona była jedyna w swoim rodzaju, więc nie powinno mnie to dziwić.
Esme położyła się obok mnie. Dałem swoje ręce za głowę i spojrzałem na nią, a ona równo ze mną na mnie. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Patrzyliśmy na niebo, które było pełne z gwiazd. Nie rozmawialiśmy - słowa i tak nie mogły oddać tego, co czuje w tej chwili. Pustka która zawsze ze mną była, znikła w jednym momencie. Miałem teraz dla kogoś żyć, a ten ktoś był niezwykły.
- Pragnę być przy tobie, przez następne tysiąc lat. - Wyszeptałem jej do ucha, przybliżając się do niej.
- Tak krótko? - W nocnej głuszy, można było usłyszeć jej śmiech.
- Wieczność... - Obróciła się w moją stronę i pocałowała mnie.
- Na wieczność... - Zanurzyła się w moich ramionach. Objąłem ją mocno, tak jakbym miał ją zaraz stracić.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz sprawia, że unoszę się w powietrze!
Przyjmuję krytykę, gdyż jestem tylko amatorką.
Notki o nn piszcie w zakładce - SPAM.
Swoje blogi polecajcie w zakładce - SPAM.