wtorek, 4 grudnia 2012
20 Rozdział
Carlisle:
Szedłem uliczkami miasta i rozglądałem się. Szukałem sklepu z biżuterią. Byłem już w jednym, lecz żaden pierścionek nie przypadł mi do gustu. Chciałem, aby był odzwierciedleniem mojej ukochanej. Zdawałem sobie sprawę, że może być to trudne, ale nawet gdyby musiałbym wyjechać, by taki zdobyć, to nie zawahałbym się ani trochę. Dla niej zrobię wszystko, by tylko ujrzeć na jej twarzy uśmiech.
Przypomniał mi się dzień, kiedy pierwszy raz ją ujrzałem. Miała tylko szesnaście lat. Była niby, jak każda dziewczyna, ale ja zauważyłem w niej coś więcej. Zająłem się nią. Dla niektórych doktorów siedzenie przy takich nastolatkach było męczarnią, lecz gdy rozmawiałem z nią i patrzyłem, jak jest co dnia uśmiechnięta, nawet wtedy gdy jej skręcona kostka doskwierała, nie było to dla mnie nużące zajęcie. Opowiedziała mi, jak to się stało, że spadła z drzewa. Z jednej strony było to bardzo niebezpieczne i niezbyt zabawne, ale z tego co mi powiedziała, śmiałem się wraz z nią. Bowiem utknęła na drzewie jej piłka. Nie miała czym ją ściągnąć, więc użyła do tego buta, lecz utknął, tak samo było z drugim. Postanowiła, więc sama po niego iść, co skończyło się niestety tragicznie. Dla niektórych może nie wydawać się to zbyt zabawne, ale w jej ustach owszem.
Większość dziewcząt w jej wieku oglądało się już za mężczyznami, ponieważ niedługo miały wejść w wiek, w którym pasowałoby mieć męża. Ona jednak wciąż wolała bawić się z braćmi. Nie obchodziły ją ,,dorosłe" sprawy, lecz gdy się z nią rozmawiało, wydawała się niezwykle dojrzała. Dla każdego była miła i pomocna. To wtedy już coś do niej poczułem, lecz skarciłem się w myślach. No bo przecież nie mogłem zakochać się w dziewczynie, która jest jak na razie dzieckiem. Oszukiwałem się wciąż, że to tylko złudzenie, ale gdy ujrzałem ją w kostnicy, ponownie to uczucie do mnie wróciło, lecz z większą siłą. Kochałem ją, ale nie dopuszczałem na samym początku tą myśl do siebie. W końcu wiem czego pragnę - jej.
Nie rozumiałem uczucia, które władało mną. Gdy widziałem ją, czułem jej zapach, dotyk... Co dnia odkrywałem ją na nowo. Pragnąłem być z nią jednością, ale to nie było możliwe. Jedynie po ślubie, dlatego chciałem być jak najszybciej jej mężem. Chcę mieć pewność, że jest tylko moja. Kocham ją całym sobą i pragnę spędzić z nią wieczność, zawsze być przy niej.
Wreszcie ujrzałem następny sklep jubilerski. W tym mieście było ich mnóstwo, więc na pewno mogłem znaleźć odpowiedni pierścionek. Nie liczyła się cena. Teraz musiałem się tylko zastanawiać, jak mógłbym poprosić ją o rękę. Było to dla mnie trudne zadanie, ponieważ chciałem, aby było idealnie.
Sklep mieścił się pomiędzy piekarnią, a kwiaciarnią. Był wykonany z szarych cegieł. Otworzyłem szklane drzwi ze złotą klamką i wszedłem do środka. Pomieszczenie było średniej wielkości. Można było ujrzeć kremowe ściany, ale większość zasłaniały szafki z biżuterią. Za ladą stał staruszek w eleganckim garniturze. Podszedłem do niego z nadzieję, że zna się na rzeczy.
- Dzień dobry - wymówiłem krótkie dwa słowa.
- Ach... tak - staruszek poprawił sobie okulary i spojrzał na mnie. - Dzień dobry. W czym mogę służyć? - Najwyraźniej wyrwałem go od jakiejś czynności, bowiem dopiero teraz mnie zauważył. Nie przejmowało mnie to zbytnio.
- Chciałbym zakupić pierścionek zaręczynowy dla ukochanej.
- Rozumiem. - Z jego gardła wyszedł cichy śmiech. - Postaram się panu pomóc, ale decyzję samemu będzie trzeba podjąć. - Kiwnąłem znacząco głową. - Niech pan opisze, jak ma wyglądać, a ja na pewno coś znajdę!
Pomyślałem chwilę. Wcześniej nie pomyślałem o tym. Przegryzłem lekko wargę. Pierścionek ma oddawać całą ją; coś delikatnego, pięknego, niesamowitego i jedynego w swoim rodzaju.
- Czy miałby pan coś na rodzaj srebrnego pierścienia z fioletowym rubinem? - Popatrzyłem na sprzedawce. To właśnie rubin przypominał mi ją po przemianie. Jej oczy...
Staruszek postukał palcami o blat. Zamyślił się, ale zaraz podszedł do jakiejś szklanej szafeczki z pierścionkami. Szukał tam czegoś, lecz po chwili wrócił. W dłoni trzymał jakieś pudełko. Położył je przede mną. Znajdowało się tam mnóstwo pierścionków. Mężczyzna wskazał na jeden z nich. Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową.
Miał dwa pierścienie, które złączały się ze sobą na końcu. Były one osadzone małymi, fioletowymi kamykami, lecz nie one oddawały cały urok. Na środku był umieszczony średniej wielkości, piękny, purpurowy rubin. Przed moimi oczyma od razu stanęła postać mojej ukochanej w nim. Wyglądała przepięknie! Wiedziałem, że jest on idealny.
- Ile? - Spojrzałem na sprzedawce, a on się uśmiechnął.
- Trzy tysiące dwieście. - Cena nie była mała, ale jest warta.
Wyciągnąłem z portfela daną cenę i położyłem na blacie. Staruszek spojrzał na mnie zdziwiony, lecz zaraz poleciał jeszcze po coś. Czekałem dość długo, ale po chwili ponownie stanął przede mną z białym, jedwabnym, małym pudełeczkiem w kształcie kwadrata. Wsadził tam pierścionek i podał go mi.
- To gratis. - Uśmiechnął się do mnie, a ja mu podziękowałem i zadowolony wyszedłem ze sklepu.
Spojrzałem na zegarek, który miałem na nadgarstku. Była już piąta dwadzieścia trzy. Musiałem teraz tylko przygotować miejsce w którym miałem powiedzieć Esme, to o czy marzę od dnia kiedy ją poznałem. Wsadziłem pudełeczko za marynarkę i poszedłem w stronę kwieciarni. Zamierzałem kupić je wielki bukiet róż, wiedząc, że moja ukochana je ubóstwia.
Esme:
Popatrzyłam w lustro, które stało w moim pokoju. Rok temu został on mi podarowany od Carlisle. Byłam prze szczęśliwa! Była tu idealna przestrzeń, bym mogła zmieścić tu wszystkie rzeczy, które potrzebowałam. On dawał mi wszystko, a ja nie mogłam dać mu niczego. Mój Anioł zawsze mi mówił, że to ja jestem jego prezentem.
Poprawiłam jeszcze moją biała sukienkę z krótkim rękawkiem. Kończyła się wyżej kolan i miała wcięcie w tali. Nie miała dekoltu, ale była naprawdę urocza. Na stopy nałożyłam czarne, klasyczne szpilki. Włosy zapięłam w kok, zostawiając dwa pasma z przodu. Westchnęłam cicho i wyszłam z pokoju.
Zeszłam na dół, kiedy właśnie ktoś otworzył drzwi. Stanął w nich przepiękny blondyn, którego tak kochałam. Uśmiechnęłam się do niego. Podeszłam do niego i musnęłam jego wargi.
- Ślicznie wyglądasz - szepnął mi do ucha.
- Dziękuje. - Gdybym była człowiekiem, to z pewnością na mych policzkach pojawiłyby się rumieńce.
- Gotowa? - Spojrzał na mnie, a ja ubrałam na siebie mój czarny płaszcz.
- Tak - ponownie na mej twarzy pojawił się uśmiech, tak jak i na jego. Chwyciłam go pod rękę i wyszliśmy z mieszkania.
Nie wiedziałam, gdzie Carlisle zamierza mnie zabrać. Cieszyłam się jednak. Chciałam, jak najszybciej dotrzeć na miejsce. Szliśmy powolnym spacerkiem. Po drodze mijaliśmy ludzi, lecz na całe szczęście wcześniej byłam zapolować.
Na niebie już dawno pojawił się księżyc. Była już bowiem siódma, lecz jeszcze nie było zbyt ciemno; to dopiero początek jesieni. Uliczki oświetlały liczne lampy, które dodawały uroku miastu. Przytuliłam się do mojego Anioła. Cały czas się uśmiechałam. Mimo że nie zamieniliśmy przez całą drogę ani słowa, czułam się naprawdę szczęśliwa.
Po chwili zrozumiałam, gdzie się kierujemy. Szliśmy teraz ścieżką, która prowadziła na plaże. Od małego ją kochałam, ale wprost nienawidziłam pływać w morzu, a szczególnie gdy bracia wrzucali mnie tam w ubraniach. Myślałam wtedy, że ich zabiję. Zaśmiałam się cicho na te wspomnienia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz sprawia, że unoszę się w powietrze!
Przyjmuję krytykę, gdyż jestem tylko amatorką.
Notki o nn piszcie w zakładce - SPAM.
Swoje blogi polecajcie w zakładce - SPAM.