wtorek, 4 grudnia 2012
15 Rozdział
Carlisle:
Trzymałem Esme za rękę, ale rozmyślałem o czym innym. Chodź ona była dla mnie najważniejsza, to bałem się co robi Edward. Wampirem był tylko trzy lata, więc mógł zaatakować człowieka, czego miałem nadzieję ominąć. Nie chciałem by tego robił, ponieważ wiedziałem, że się załamie, tak samo jak wtedy, kiedy zabił kobietę, która była w nim zakochana; to wszystko wydarzyło się rok po jego przemianie. Siedział całe tygodnie w swoim pokoju i nie pozwolił mi ze sobą porozmawiać. Chciałem wyjaśnić mu wtedy, że każdemu mogło się to zdarzyć, jednak nie miałem do niego dostępu.
Popatrzyłem na swoją ukochaną. Po jej minie wywnioskowałem, że zastanawia się nad tym co ja, a dokładniej gdzie znajduję się Edward. Widziałem, jak ona na niego patrzy. Miała w sobie instynkt macierzyński, a to wszystko po tym, że jej synek musiał umrzeć; musiało być to dla niej okropne uczucie, smutek który ją zżerał w środku. Straciła wtedy kogoś, kogo bardzo kochała, tylko tyle przynajmniej wiedziałem. Zdałem sobie sprawę, że nic nie wiem o przeszłości Esme.
Edward był dla niej, jak drugi synek lecz na pewno nie tak jak ten pierwszy. Znałem ją tak krótko, a już zdołałem ją pokochać. Na razie musiała dalej udawać siostrę mojego przybranego syna, ponieważ nie była moją żoną.
Poczułem, jak ktoś tuli się do mnie. Popatrzyłem na nią. Przytuliłem ją, kładąc rękę w pasie Esme. Przyciągnąłem ją do siebie. Chciałem by była blisko mnie. Była bardzo smutna, wiedząc, że Edward gdzieś się błąka. Była to tylko moja wina. Nie powinienem się z nim kłócić i tak on miał rację.
- Jak myślisz, gdzie jest? - Z zamyśleń wyrwał mnie słodki głos mojej ukochanej.
- Nie wiem, ale na pewno go znajdziemy.
Pokiwała znacząco głową i już się nie odezwała. Przytuliłem ją jeszcze mocniej. Esme położyła swoją głowę na mojej piersi.
Nie miałem pojęcia, gdzie mogę zacząć poszukiwania mojego syna. Mógł być wszędzie! Postanowiłem najpierw przeszukać cały las okoliczny. Zapytałem się Esme, czy na pewno nie chce wrócić do domu, ale ona od razu powiedziała, że nie da mi iść samemu. Zgodziłem się i wampirzym tempem udaliśmy się w stronę, gdzie odbywały się nasze polowania.
Esme cały czas starał się dorównać mi tempem, ponieważ jako nowo narodzona była ode mnie i Edwarda szybsza, chodź zdecydowanie mój przybrany syn mnie wyprzedzał. Nie przeszkadzało mi to. Wystarczało to, że jest z tego bardzo zadowolony i szczęśliwy.
Kilka razy powstrzymywałem Esme od zapolowania. Tylko raz pozwoliłem się jej posilić, ponieważ chciałem by potem nie głodowała i zresztą miała i tak jutro iść na polowanie, a teraz mogła to załatwić.
Przeszukaliśmy cały las w niecałe dwie godziny, lecz po Edwardzie nie było śladu. Chciałem wracać, ale moja ukochana powiedziała, abyśmy spróbowali w jeszcze jednym. Zgodziłem się, zresztą nic innego mi nie pozostawało.
Esme chwyciła mnie za dłoń. Uśmiechnąłem się do niej i wyszeptałem bezdźwięcznie: Nie bój się, na pewno go znajdziemy. Na jej twarzy pojawiło się to co na mojej, ale najwyraźniej wymuszony. Moja ukochana zamartwiała się, tak samo jak ja, ale nie dawałem tego po sobie poznać; nie chciałem, by przeze mnie było jeszcze gorzej z nią.
Pobiegliśmy w stronę pobliskiego miasta, a następnie skierowaliśmy się do miejscowego lasu. I tu nie było po nim śladu. Nie wyczuwałem go. Zawróciliśmy i po około godzinie znaleźliśmy się już w mieszkaniu.
- Esme, nie zasmucaj się. - Przytuliłem ją do siebie. Zanurzyłem jedną dłoń w jej gęstych włosach, a drugą położyłem na plecach. Wtuliła się we mnie. - To tylko moja wina. Powinienem go wysłuchać, a nie sprzeczać się z nim.
- To nie jest twoja wina, więc się nie obwiniaj. - Chciałem jej przerwać. Popatrzyła na mnie. - Tylko wasza obojga. Nie powinniście się kłócić, jesteś jego wzorem do naśladowania, więc nie dawaj mu powodów do tego by musiał uciekać. Zresztą on też nie jest święty! Nie powinien się wtrącać to, ale niby dzięki niemu jestem tu z tobą. Kocham cię.
Przytuliłem ją jeszcze mocniej. Nie rozumiałem jej zbytnio. Raz była zdenerwowana, ale potem potrafiła być taka miła, spokojna... To w niej kocham, nie jest taka jak wszystkie - jest inna.
- Ja też cię kocham Esme, na zawsze.
- Na zawsze - wyszeptała i złożyła na mych ustach pocałunek.
Esme:
Z jednej strony byłam teraz najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Przede mną stał blond Anioł i mówił mi, że mnie kocha i składał na mych ustach pocałunki, lecz z drugiej martwiłam się cały czas o Edwarda. Nie wiedziałam, gdzie on jest i co robi. Był dla mnie jak syn.
Chwyciłam mojego Anioła za dłoń i pociągnęłam w stronę mojej sypialni. Zaśmiał się, a ja na ten cudowny dźwięk uśmiechnęłam się sama do siebie. Wyszliśmy po schodach i po kilku sekundach byliśmy w moim pokoju. Usiadłam na łóżku i poklepała. miejsce obok siebie dla niego. Carlisle ruszył w moim kierunku, lecz tylko stanął naprzeciw mnie. Popatrzyłam na niego pytająco.
Chwycił mnie za obie dłonie i uniósł je odrobinę wyżej. Uśmiechnął się, przy czym patrzył na moje ręce i bawił się nimi.
- Pójdę już - puścił moje dłonie i pokierował się w stronę wyjścia.
Pobiegłam do niego w ludzkim tempie. Dokładniej to był to truchcik. Zatrzymałam się, a on popatrzył na mnie. Nachylił się i musnął moje czoło. Przymknęłam na chwilę powieki, ale gdy już je otworzyłam, to jego już nie było.
Zawiedziona wróciłam na swoje łóżko, ale tym razem położyłam się na nim i wpatrywałam się w sufit. Przemyślałam wszystko co dziś się zdarzyło, a dokładnie to, że prawdopodobnie jestem w związku z Aniołem. Byłam prze szczęśliwa. Nigdy bym nie pomyślała, że stanie się coś takiego. Gdyby ktoś mi o tym powiedział miesiąc temu, wyśmiałabym go, ale teraz... Wszystko wydaje się inne niż przedtem.
Charleas był dla mnie okropny. Bił mnie i wyzywał. Chodź było to złe, to cieszyłam się, że go zabiłam. Jednak mimo tego, jak bardzo dobra była jego krew, wiedziałam, że muszę powstrzymać się od tego, by nie zaatakować człowieka, lecz ten zapach, ten smak... To było dla mnie trudne, ale zrobię to dla Carlisle. On dodawał mi odwagi do tego, by przeciwstawić się instynktowi.
Gdybym tylko mogła, to wstałabym i poszła szukać Edwarda, nawet jeśli miało by mi to zająć sto lat. Nie chciałam bym zdarzyło mu się coś strasznego. Jest już dorosły, poradzi sobie - cały czas powtarzałam to w myślach, ale i tak nic mi to nie dawało. Przykro mi było, że nie ma przy mnie Carlisle.
Po jego minie można było wywnioskować, że nie przejmuje się tym, że jego syna tu nie ma, ale ja wiedziałam, że jest inaczej.
Wciąż nasłuchiwałam, czy nikt nie wchodzi do domu. Nic się nie działo. Do moich uszu dochodziły tylko dźwięki pióra. Mój Anioł pracował, jak zawsze, ale cieszyłam się, że potrafi się czymś zająć i nie myśli o Edwardzie tak jak ja; przynajmniej mi się tak wydaje.
Wstałam z łóżka i poszłam w stronę salonu. Nie chciałam siedzieć bezczynnie i zamartwiać się tym, że Edward gdzieś się błąka. Podeszłam do półki z różnymi książkami i zaczęłam patrzeć za jakąś ciekawą.
Moją uwagę przykuła książka ,,Wielkie nadzieję". I ja miałam teraz te wielkie nadzieję, że Edward zaraz wróci. Czyżbym się myliła? Wierzyłam, że nie.
Mój wzrok utkwił w książce, która zaciekawiła mnie na tyle, by przestać myśleć o Edwardzie, ale za mało, aby nie czuć tego bólu, że kogoś w tym domu brak. Każdy wyraz zostawał w mojej głowie, przez co akcja była dla mnie jeszcze ciekawsza. Ktoś zapukał do drzwi, a ja dobrze wiedziałam kto to.
- Proszę - odłożyłam książkę na szafce nocnej, a tam gdzie skończyłam zagięłam róg.
Carlisle wszedł do pokoju i usiadł obok mnie. Spostrzegłam, że dalej jestem w pozycji leżącej, więc szybko się podniosłam. Palcami przejechałam po włosach, bo były one rozczochrane.
- Widzę, że zaciekawiła cię ta książka. ,, Wielkie nadzieję " - bardzo ciekawe opowiadanie. Jest jedną z moich ulubionych - uśmiechnął się do mnie.
- Jest bardzo wciągająca. - Popatrzyłam na jego strój. - Musisz iść do szpitala. - Nie było to pytanie, tylko oznajmienie.
- Tak, ale wrócę niedługo.
- To znaczy? - Spojrzałam mu w oczy, a on w moje.
Wstał z łóżka, a ja równo z nim. Zeszliśmy na dół i dopiero ubierając płaszcz odpowiedział.
- Powinienem być wieczorem. - Popatrzyłam na zegar, który znajdował się w korytarzu. Była równa siódma. Aż tyle czytałam; nie zdawałam sobie sprawy z upływu czasu.
- To troszkę długo - podeszłam do niego i poprawiłam mu kołnierzyk. - Ale powinnam wytrzymać.
Na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech. Zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. Pocałowałam go w usta i dopiero wtedy wyszedł.
- No i zostałam sama.
Opuściłam bezwładnie ręce i pokierowałam się w stronę mojej sypialni. Nic innego mi nie zostawało, jak dokończyć czytać książkę i oczekiwać, aż Edward wróci do domu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz sprawia, że unoszę się w powietrze!
Przyjmuję krytykę, gdyż jestem tylko amatorką.
Notki o nn piszcie w zakładce - SPAM.
Swoje blogi polecajcie w zakładce - SPAM.