wtorek, 4 grudnia 2012

12 Rozdział


Carlisle:


       Co dnia czułem, że czegoś mi brakuje przez całą moją egzystencję. Byłem pusty w środku, przynajmniej mi się tak wydawało. Nigdy nie zaznałem uczucia miłości. Pamiętam te czasy, gdy ojciec przedstawiał mi wiele urodziwych kobiet. Z każdą spędzałem jeden dzień, który mogłem przeznaczyć na kształcenie się. Każda z nich była w środku taka sama: pusta, pyszna, aspołeczna, próżna; były zakochane w sobie i pragnęły jedynie bogatego męża, który spełni ich wszystkie zachcianki. Nie takiej wybranki chciałem.
        Ta była tym ideałem, którego zawsze chciałem, która stała przede mną i zanurzyła swoją dłoń w moich włosach przy czym odwzajemniała moje pocałunki. Dawno przestałem wierzyć, że ktoś może mnie tak oczarować. Dla niej mogłam zrobić wszystko, nawet narazić się na gniew Volturi, tylko by ona była szczęśliwa.  Miałem nadzieję, że ta chwila będzie trwać bez końca, lecz na nasze nieszczęścia zaczynało świtać.
         Powoli otworzyłem powieki i spojrzałem na boginię, która patrzyła mi prosto w oczy. Odchyliłem głowę o kilka centymetrów, aby dalej mieć z nią bliski kontakt. Nasze ręce wróciły na swoje miejsca. Wcześniej myślałem, że będę zawstydzony tym, ale myliłem się i to bardzo. Najdziwniejsze było to, że tak szybko pokochałem kobietę, którą mało znałem, a wydawało mi się, że spędziliśmy już jakieś - przynajmniej - dziesięć lat.
    - Coś nie tak? - Do moich uszu dobiegł cudowny głos, który był zaniepokojony. - Zrobiłam coś nie tak?
    - Oczywiście, że nie - uśmiechnąłem się do niej. - Powinniśmy już wracać - wskazałem podbródkiem na niebo.
    - No tak, słońce...
          Przez połowę drogi nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Szliśmy powoli, bo do wschodu została nam ponad godzina. Byliśmy od siebie trochę oddaleni. Trzymałem ręce za sobą i kątem oka spoglądałem na Esme i ona czasem na mnie.
          Nie wiedziałem, jak zacząć rozmowę, co powiedzieć. Miałem nadzieję, że coś szybko wpadnie mi do głowy. Nie chciałem jej pokazać, że był to tylko jeden pocałunek i wszystko ma wrócić do normy.
    - Esme - zacząłem w ten sposób, gdyż możliwe, że coś samo natchnie mnie do rozpoczęcia rozmowy.
    - Tak? - Popatrzyła na mnie, a w jej oczach można było ujrzeć szczęście i radość.
    - Jak się czujesz?
    - Dobrze, a nawet bardzo. Zresztą, jak miałabym się czuć? - Najwyraźniej nie zrozumiała dokładnie o co mi chodzi, ale ucieszył mnie fakt, że jednak coś do mnie czuje.
    - Chodzi mi o śmierć Charleasa.... - wiedziałem, że może być to dla niej trudny temat, lecz wiedziałem, że powinienem ją o to zapytać; był to jej mąż.
    - Powiedziałabym, że zasłużył sobie na to, ale okazałabym się okropną kobietą, lecz jedyne to to mi przychodzi na myśl - czyli jej związek nie był udany. Byłem bardzo ciekawy co się stało, że tak go nienawidzi, ale jak przystało na dżentelmena nie powinienem o to damy pytać, gdyż jeżeli będzie chciała to sama mi powie.
    - Dlaczego mnie pocałowałeś? - zapytała głosem pełnym skruchy. - Za to co zrobiłam powinieneś mnie znienawidzić.
    - Ale cię nie nienawidzę.
    - Dlaczego? - Zatrzymała się i popatrzyła na mnie. Zrobiłem to samo co ona; mój wzrok utkwił w jej.
    - Masz dopiero kilka dni, nie mogę przecież winić cię za twoją naturę.
          Nie powiedziała nic więcej, tylko wpatrywała się we mnie swoimi wielkimi, czerwonymi oczami. Podszedłem do niej i położyłem dłoń na jej ramieniu. Esme trzymała cały czas ręce za sobą, przez co wyglądała na bezbronną osóbkę, delikatną i przestraszoną.
    - Powinniśmy już naprawdę wracać - powiedziałem to dość cicho, lecz wiedziałem, że usłyszała.
          Pokiwała głową na znak, że mam rację. Ruszyła przed siebie zostawiając mnie w tyle, ale i ja po chwili dotrzymywałem jej kroku.

Esme:


          Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Wciąż czekałam na odpowiedź, dlaczego mnie pocałował. Zrobił to, a teraz wydaje się taki zimny. Musiałam zapytać go o to jeszcze raz, ale nie miałam na tyle odwagi. Przy nim czułam się inaczej - lepiej.
          Otworzył przede mną drzwi do mieszkania. Weszłam do środka, a on za mną. Przed nami od razu pokazał się Edward. Widziałam, że powstrzymuje śmiech. Nie starałam się ukryć moich myśli; cały czas w mojej głowie tkwił ten pocałunek z tym niesamowitym Aniołem.
    - Carlisle, nie musisz ukrywać tego - czyli on nie chciał, by Edward o tym wiedział. - Wiem, że jesteś bardzo z tego powodu szczęśliwy, tak jak Esme, lecz ona w przeciwieństwie do ciebie nie ukrywa myśli.
          Popatrzyłam na Carlisle i uśmiechnęłam się. A jednak coś do mnie czuje, pomyślałam. On również spojrzał na mnie zawstydzony, ale też na jego ustach ujrzałam to, co tak bardzo mi się w nim podobało.
    - Edward, mówiłem ci, abyś czyjeś myśli zachowywał tylko dla siebie i nie mówię to tylko z mojego powodu, ale także Esme mogła nie chcieć tego.
    - Mi to nie przeszkadza - wtrąciłam się do rozmowy i popatrzyłam na obu mężczyzn.
    - No właśnie! - Edward wydawał się być tym bardzo zadowolony, że Carlisle się mylił.
    - No dobrze. A teraz przepraszam, ale muszę udać się do gabinetu, niedługo idę do szpitala, a chcę zdążyć przed wschodem - i zniknął nam z oczu.
          Popatrzyłam za nim. Było mi smutno, bo nic do mnie takiego nie powiedział, a bardzo chciałam się dowiedzieć jak będzie wszystko wyglądać.
          Poszłam w stronę salonu i usiadłam na fotelu, a na przeciwko mnie Edward. Zerknęłam na niego, ale zaraz mój wzrok powędrował w stronę kominka.
    - Nie przejmuj się.
    - Co?
    - Jest zdziwiony tym, że mógł kogoś tak szybko pokochać, a dokładnie, że w ogóle mógł. Nigdy nie zaznał tak miłego uczucia - w tej chwili chciałam wstać i rzucić się w ramiona Anioła.
    - Chciałabym wiedzieć, co dalej.
    - Doskonale to rozumiem, ale musisz dać jemu czas.
    - Ile? - Chciałam by ten czas zleciał szybko, mogłam zrobić wszystko, byleby mieć go tylko dla siebie.
    - Nie wiem.
          Edward wampirzym tempem odszedł i pozostawił mnie samom ze swoimi myślami. Dowiedziałam się wcześniej od niego, że jego dar działa jak na razie tylko na dwadzieścia metrów i że co roku może czytać myśli ludzi na większe odległości.
          Nagle usłyszałam zamykane drzwi i jak ktoś odjeżdża. Nawet się nie pożegnał, a liczyłam przynajmniej na to, ale się myliłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz sprawia, że unoszę się w powietrze!
Przyjmuję krytykę, gdyż jestem tylko amatorką.
Notki o nn piszcie w zakładce - SPAM.
Swoje blogi polecajcie w zakładce - SPAM.