wtorek, 4 grudnia 2012
11 Rozdział
Carlisle:
Było dziś chłodno i słońce nie świeciło, na nasze szczęście, a uliczki były puste, dzięki czemu mogłem swobodnie spacerować z Esme. Cały czas się uśmiechała. Widząc jej szczęście, sam zaczynałem być wesoły; wpływała na mnie bardzo korzystnie, gdyż od dawna się nie śmiałem, lecz ona to zmieniła.
Odkąd Esme jest ze mną i Edwardem, wszystko wydaje się inne, na pewno lepsze. Zawsze przychodząc ze szpitala od razu szedłem do mojego gabinetu, a mój syn grywał na fortepianie lub czytał. Teraz mogę rozmawiać przy kominku godzinami z uroczą kobietą, która nie jest mi obojętna. Zawsze gdy na nią spoglądam, czuję się inaczej; nigdy nie doświadczyłem takiego uczucia w całej mojej egzystencji.
- Nie miałeś nigdy towarzyszki od serca? - Zapytała mnie Esme, gdy mijaliśmy kościół.
- Nigdy nie natrafiłem na kogoś, kto by mógł podbić moje serce. - To była szczera prawda, ale tylko do dziś dnia.
- Czyli spotkałeś już wiele kobiet?
- I wampirzyc i ludzkich dziewcząt, lecz żadna nie dorównywała twej urodzie - spojrzałem na Esme, by zobaczyć jej reakcję. Patrzyła się przed siebie z wielkim uśmiechem i oczami, które wyrażały szczęście.
Nie odezwaliśmy się już, tylko szliśmy ulicą pod parasolką, ponieważ na ziemię spadły wielkie, słone krople.
Poczułem jak ocieram się o ramię Esme, co było nadzwyczaj przyjemne. Najwyraźniej się przybliżyła. Wiatr rozwiewał jej cudne, brązowe włosy na wszystkie strony, w tym i parasolkę, która nie dawała rady wytrzymać pod wpływem tych podmuchów. Chodź trzymałem ją mocno za rączkę, to druciki uginały się wraz materiałem. Teraz parasolka była już całkowicie zepsuta i nie do użytku.
Usłyszałem śmiech, która przypominał najpiękniejszy instrument. Obróciłem się w stronę Esme. Patrzyła jak krople deszczu uderzają o kamienny chodnik. Byłem ciekaw, czy w ogóle wie, że jest prawie cała mokra.
Zdjąłem z siebie płaszcz i okryłem nim jej włosy. Spojrzała na mnie.
- Dziękuje - uśmiechnęła się do mnie. - Ale zmokniesz. - Zaczęła ściągać z siebie go, lecz ją powstrzymałem.
- To nic. - Nie posłuchała mnie, tylko zrobiła to co chciała i podała mi płaszcz. - Wiesz dobrze, że go nie założę, prawda? - Popatrzyłem na nią i położyłem go na ławeczce, która była obok.
- Pozwól, że dołączę się do ciebie - zdjęła z siebie czarny płaszczyk, a gdy to robiła, to wydawała się taka delikatna, chodź było to nie prawdą, i położyła go obok mojego.
Przymknęła powieki i uniosła głowę w stronę nieba. Deszcz oblewał jej twarz, po czym spływał po jej całym ciele mocząc ubranie i włosy. Podszedłem do niej niepewnie; krople zmoczyły mnie już całego. Esme obróciła się do mnie. Staliśmy odwróceni do siebie twarzami i dzieliło nas teraz jakieś pięć centymetrów. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
Zbliżałem się do niej powoli i ostrożnie. Swoją prawą rękę zatopiłem w jej mokrych włosach. Chciałem złożyć na jej ustach pocałunek i widziałem, iż ona też tego pragnie.
- Esme! - Usłyszeliśmy głos jakiegoś mężczyzny i jak na znak, odsunęliśmy się od siebie; nic się miedzy nami nie zdarzyło, nie zasmakowałem tego, co tak bardzo mnie kusiło. To by było zbyt idealne...
- Charleas... - Wyszeptała i dopiero po chwili skojarzyłem, że chodzi o jej męża.
Teraz Esme była wystawiona na próbę. Wstrzymała oddech. Jest to dla niej trudne, a ja głupi zabrałem ją na spacer, a przecież wiadomo, że prędzej czy później musieliśmy natknąć się na człowieka, ale to było gorsze, gdyż był to jej mąż. Na pewno go kochała i dalej kocha, a ja głupi robiłem sobie nadzieje!
Esme:
Patrzyłam na Charleas'a, który zbliżał się z każdym krokiem. Czułam jego bijące serce, krew krążyła mu po całym ciele i była taka ciepła... Nigdy nie czułam niczego takiego...
Pragnęłam zatopić zęby w jego szyi, ale gdy spojrzałam na Carlisle od razu wstrzymałam oddech i postanowiłam się powstrzymać, lecz nie było to proste. Zbliżyłam się do tego Anioła, jak najbliżej było mnie stać. Zauważył, że się boję o to, że mogę się nie pohamować.
- Esme, dasz rade - szeptał mi do ucha. Poczułam w pasie jego rękę; była taka ciepła i sprawiała mi miłe drgawki.
Przyciągnął mnie do siebie bardzo mocno. Charleas podszedł do mnie. Nic nie wiedział o tym, że skoczyłam z klifu.
- Gdzieś ty się podziewała?! - Krzyczał, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć, tylko spuściłam wzrok, by nie ujrzał moich oczu. - Wiedziałem, że kręcisz z tym doktorkiem, ty suko!
- Proszę nie przestać - Carlisle wydawał się być taki opanowany. - Moja żona nie nazywa się Esme, lecz Katy. - Chciał go oszukać, lecz jego było trudno do czegoś przekonać.
- Oszukała cię! Ty wredna zdziro! - Każde jego słowo raniło mnie jeszcze mocniej.
Nagle na policzku poczułam jakiś dotyk. Był prawie nie wyczuwalny. Wiedziałam skąd pochodził. Podniosłam głowę i ujrzałam przerażonego Charleas'a, który patrzył na moje oczy. Wzięłam głęboki wdech i poczułam ten przyjemny zapach. Obnażyłam zęby; nie umiałam się powstrzymać.
Carlisle przybliżył mnie do siebie z jeszcze większym uciskiem. Odsunęłam, a dokładnie odepchnęłam, go z taką mocą, że wylądował trzy metry dalej. Mój wzrok wbiłam w przestraszonego Charleasa. Nie potrafiłam nazwać go mężem.
Zaczął uciekać. Sprawiało mi to radość. W wampirzym tempie znalazłam się przed nim. Zawrócił w inną stronę, lecz wiedziałam, że nic mu to nie da. Panowało nade mną pragnienie. Czułam pieczenie w gardle. Rzuciłam się na niego i wbiłam zęby w jego szyję. Sączyłam jego krew w niezwykłym tempie. Czułam w przełyku ciepły płyn, który rozgrzewał moje ciało. Zdecydowanie był lepszy od zwierzęcej.
- Esme! - Ktoś oderwał mnie od Charleasa, lecz on i tak leżał już nieżywy.
Popatrzyłam na martwe ciało. Poczułam jak moje oczy robią się suche. Byłam przerażona moim uczynkiem. Ktoś położył mi dłoń na ramieniu. Spojrzałam na niego.
- Carlisle, ja... ja nie chciałam... - Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Widziałam na jego twarzy rozczarowanie, co mnie bolało. - Przepraszam, ja... Nie wiem co we mnie wstąpiło.
- Wstań. - Usłyszałam jego surowy ton i od razu wykonałam polecenie. - Powinniśmy już wracać.
Poszedł przodem. Chwilę patrzyłam na niego i ruszyłam za nim. Był taki zdenerwowany i wściekły. To była moja wina! Jak ja mogłam?! Zawiodłam go... Zawiodłam go... Zawiodłam go... Zawiodłam Anioła.
- Carlisle... - Nie zwrócił na mnie uwagi. Tak bardzo pragnęłam usłyszeć jego głos, lecz wszystko było na nic. - Nie cierpisz mnie, prawda? Mam odejść? - Nie chciałam odchodzić, ale jeśli to było konieczne, to zamierzałam to zrobić.
Zatrzymałam się i w tym Carlisle. Podszedł do mnie i patrzył mi w oczy.
- Esme... - Zaczął, lecz wiedziałam co chciał powiedzieć.
- Tak wiem, mam odejść jeszcze dziś. Spokojnie, nie zobaczysz mnie już więcej.
- Daj mi dokończyć. - Nie chciałam by wypłynęło to z jego ust, ale byłam na to już przygotowana, a może jednak nie... - Nie chce byś odeszła...
- Naprawdę?
- ...każdemu mogło się to zdarzyć. Jestem rozczarowany, ale to po części i moja wina - zatkało mnie to co powiedział.
- Nie, to tylko moja wina. Jestem idiotką... - Spuściłam głowę, lecz on podniósł mi ją tak, bym patrzyła w jego oczy.
- Nie jesteś. To ja cię tam zabrałem. Nie powinienem tego robić. Esme, ty...
Nie mogłam się powstrzymać. Złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek i krótki. Bałam się, że może mnie odrzucić. Myliłam się. Patrzył mi przez chwilę w oczy. Tak jak przedtem zatopił rękę w moich włosach, a drugą położył na tali.
Pocałował mnie namiętnie, lecz nie w brutalny sposób, jak to robił Charleas, tylko delikatnie i z pasją. Przechylił mnie odrobinę w tył. Czułam się jak w niebie, nawet deszcz mi nie przeszkadzał. Liczył się tylko on i ta chwila...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz sprawia, że unoszę się w powietrze!
Przyjmuję krytykę, gdyż jestem tylko amatorką.
Notki o nn piszcie w zakładce - SPAM.
Swoje blogi polecajcie w zakładce - SPAM.