wtorek, 4 grudnia 2012

10 Rozdział


Esme:


     Patrzyłam przez chwilę, jak Carlisle odjeżdża. Zapomniałam mu podziękować, czego teraz żałowałam. On robi dla mnie tak dużo, a ja dla niego nic. Dręczyło mnie to bardzo. Wciąż przed oczami stawała mi postać tego dobrego Anioła, lecz wiedziałam, że Edward słyszy moje myśli i musiałam się powstrzymać. Jeżeli mowa o nim, to powinnam go lepiej poznać, przecież będziemy żyć pod jednym dachem.
    Powoli stąpałam po schodach, które prowadziły na górę. Nie miałam pojęcia jak zacząć rozmowę, chodź tyle pytań plątało mi się po głowie, o które wstydziłam się zapytać Carlisle. Prawie wszystkie dotyczyły właśnie jego osoby, lecz głupio było mi tak po prostu zapytać o nie jego. Sądziłam, że po pewnym czasie na pewno go lepiej poznam, ale to teraz chciałam poznać chodź na połowę z nich odpowiedź.
    Przeszłam korytarz i stanęłam przed białymi drzwiami, które prowadziły do pokoju Edwarda; poznałam go po zapachu i tym, że ktoś znajduję się w środku. Zapukałam dwa razy lekko piąstką i nie musiałam długo czekać. Otworzył mi on dość szybko z uśmiechem na twarzy. Pewnie wywnioskował już o co chce go zapytać.
  - Esme, wejdź. - Lewą ręką wskazał na swój pokój. Weszłam do środka, gdzie było bardzo przytulnie.
    Nigdzie nie było łóżka, co mnie zdziwiło pod tym pozorem, że u mnie się znajdowało, a u niego nie było nawet śladu, by kiedykolwiek tam stało. Nie rozumiałam, dlaczego ja je miałam, chodź nie sypiam, a on tak. Kolejne pytanie do kolekcji.
  - Twój pokój należy do gościnnych, gdyż Carlisle dopiero remontuje twój, lecz to miała być niespodzianka, więc czy mogłabyś wtedy udawać zdziwioną? - Robił dla mnie tak dużo. Nowy pokój? To w zupełności nie było mi potrzebne.
  - Oczywiście, ale i tak na pewno będę zachwycona, więc zdziwioną nie będzie mi w takim przypadku trudno udawać.
  - To dobrze, siostro. - No tak, jesteśmy teraz z Edwardem przybranym rodzeństwem.
     Zaśmiałam się na to wyrażenie i uśmiechnęłam się do niego promiennie. Nie znałam go zbyt dobrze, ale już go polubiłam.
  - Usiądź - mogłam spokojnie stać, ale skorzystałam z jego uprzejmości i zasiadłam na brązowym, skórzanym fotelu. Edward dołączył do mnie, chodź w kilkucentymetrowej odległości. - Zapytałbym cię, co cię do mnie sprowadza, lecz dokładnie znam odpowiedź.
   - No tak. Więc opowiesz mi coś o sobie? Jak to się stało, że jesteś wampirem? - Patrzyłam na niego zaciekawiona i czekałam na jego opowieść.
    Dość długo czekałam na jego odpowiedź. Widać, że nie za bardzo lubił opowiadać swoją historię; najwyraźniej sprawiało mu to problem. Już miałam się odezwać, że jeżeli nie chce, to nie musi nic mówić, ale to właśnie wtedy zaczął:
  - Urodziłem się w tysiąc dziewięćset pierwszym. Nazywałem się Edward Anthony Masen; imię odziedziczyłem po ojcu. Matka zaś nazywała się Elizabeth. Była bardzo troskliwa i dobra, przypominała pod względem charakteru ciebie - uśmiechnął się do mnie, a ja to odwzajemniłam. Najwyraźniej myliłam się, że trudno mu mówić o swojej przeszłości. - W tysiąc dziewięćset osiemnastym roku zachorowałem na hiszpankę, tak jak moja matka. Mój ojciec zmarł w pierwszej fali grypy, a następna była właśnie ona. Byliśmy w sali dla umierających i to właśnie tam poznałem Carlisle. Kiedy Elizabeth odeszła, to właśnie on mnie przemienił w to, czym teraz jestem. - Popatrzyłam na jego twarz. Wyrażała smutek i przygnębienie. - Gdyby nie on, to właśnie teraz gniłbym na cmentarzu i możliwe, że właśnie to byłoby dla mnie lepsze, niż to kim teraz jestem.
  - Niewolno ci tak mówić, Edwardzie. Jesteś dobrą osobą i nie powinieneś wątpić w siebie. - Pragnęłam pomóc mu, bo bolało mnie to, że on cierpi. Nie lubiłam jak druga osoba jest smutna.
    W pokoju panowała cisza. Żadne z nas się nie ruszało i nie oddychało, ponieważ nie musieliśmy, lecz mi sprawiało to przyjemność, ale tym razem sobie odpuściłam. Czekałam teraz tylko na to, aż on coś powie.
  - Nie rozumiem cię - w końcu się doczekałam, lecz jego zdanie mnie zdziwiło i nie wiedziałam o co mu może chodzić. - Jesteś taka miła i współczująca dla mnie, a jako nowo narodzona, to bardzo dziwne.
    Zawahałam się nad odpowiedzią.
  - Przypominasz mi bardziej synka, niż brata. Mam nadzieję, że cię to nie zniechęciło do mnie.
  - Nie, oczywiście, że nie. Wręcz ucieszyło, bo i ty jesteś dla mnie jak matka, ale to i tak niemożliwe, gdyż nie wiedzieliśmy jak można cię przedstawić. - I wtedy coś mi się przypomniało.
  - Jeżeli już o tym mowa, to mam pytanie - Edward spojrzał na mnie pytająco. - Przedtem powiedziałeś, że jest jeszcze jedna opcja. - Popatrzył na mnie i zaśmiał się cicho.
  - Pomyślałem, że... - Nic nie mówił, tylko przyglądał się ścianie, która była na przeciwko niego. - Że, mogłabyś być żoną Carlisle.
    Szczerze, to nie wiedziałam co odpowiedzieć. Zaskoczył mnie tym. Znałam tego Anioła tak krótko, ale i tak coś mnie do niego przyciągało.
  - Sądzę, że jemu by to nie odpowiadało. - Nie powiedziałam co ja o tym myślę, ponieważ on powinien już to wyczytać w mojej głowie.
  - To twoje zdanie. - Wstał i podszedł do półki skąd wyciągnął książkę i z tego wywnioskowałam, że powinnam już wyjść i zostawić go samego.
    Znałam już jego historię, lecz nikt nie wiedział jak wyglądało moje życie. Na razie nikt nie musiał; wstrzymam się z tym. Przynajmniej mogłam go lepiej poznać i wydaje się być całkiem miły.
    Ciekawiło mnie, co miał na myśli mówiąc, że to moje zdanie, jeżeli chodzi o to, czy Carlisle chciałby być moim mężem. Czyżby i on żywił do mnie jakiekolwiek uczucia? Nie wierzyłam w to, ponieważ on różnił się ode mnie i uważam, że mógłby być z każdą inną, a na świecie na pewno jest mnóstwo pięknych wampirzyc.
    Zeszłam na dół i poszłam w stronę jadalni. Sama nie wiedziałam po co tam idę, ale nie miałam co ze sobą zrobić. Czułam się nieswojo, gdyż nie przebywałam w swoim domu, przez co wydawało mi się, że jestem tu tylko gościem, który niedługo musi wyjść.
    Przejechałam palcem wskazującym po stole. Gdy popatrzyłam na niego, przeraziłam się; cały był pokryty kurzem. Sądziłam, że ktoś taki jak Carlisle powinien mieć tu naprawdę czystko. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jest tu dość brudno. Postanowiłam posprzątać i zrobić mu niespodziankę za to, że jest dla mnie taki miły.
    Przeszukałam cały dom i dopiero w jakimś małym pokoiku, gdzie znajdowało się kilka szafeczek, o ścianę była oparta miotła, a obok niej było niebieskie wiaderko z szarą ściereczką w środku. Zaniosłam je do kuchni, ponieważ to właśnie tam zamierzałam zacząć. Dla wielu kobiet sprzątanie było najgorszą rzeczą, lecz dla mnie wręcz przeciwnie. To wtedy mogłam przestać być męczona przez Charlesa, bo i on pragnął mieć czysto.
    Nalałam do wiaderka czystej wody i płynu, który od razu utworzył pianę. Wrzuciłam tam szmatkę, którą wcześniej przepłukałam z kurzu. Na sam początek zamierzałam przemyć wszystkie meble, a  dopiero potem zająć się podłogą. Miałam nadzieję, że Carlisle ucieszy się z tego.


    Pomimo tego, że nie zmęczyłam się ani odrobinę, rozsiadłam się w fotelu. Dom wyglądał teraz naprawdę uroczo. Przedtem wydawał się taki ciemny, a teraz tak jakby nagle rozjaśniał, jeżeli było to jakkolwiek możliwe. Przyglądałam się całemu salonowi z uśmiechem. Posprzątałam wszędzie, prócz pokoju Edwarda i pokoju, który Carlisle remontował dla mnie. Byłam mu z tego powodu taka wdzięczna, ale jak na razie nie mogłam pokazać po sobie, że cokolwiek wiem.
    Spojrzałam na ogromny zegar, który wskazywał równą szóstą. Niedługo wróci, przeszło mi to przez głowę i ucieszyłam się bardzo. Nie mogłam się doczekać tego, aż ponownie ujrzę Carlisle, a także byłam ciekawa, jak zareaguje na to, że posprzątałam. Edward powiedział, że czuje się tu lepiej, niż wtedy gdy wszystko było z kurzu i uściskał mnie w podzięce.
    Usłyszałam, jak ktoś parkuje na podjeździe i po zapachu rozpoznałam Carlisle. Wstałam z fotela i udałam się w stronę drzwi, a dokładnie trochę dalej. Ktoś dotknął klamki i pociągnął za nią. W drzwiach ukazał mi się przemoczony Anioł. No tak, padało. W prawej ręce trzymał teczkę. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się. Uwielbiałam, gdy widziałam jego piękne, białe perełki. Odwzajemniłam to tym samym.
  - Mam nadzieję, że się nie nudziłaś - usłyszałam jego anielski baryton.
  - Nie, ale teraz jest lepiej - zaraz uśmiech zszedł mi z twarzy i odwróciłam głowę w bok. Sama nie wiedziałam, co wygaduję, to on tak na mnie wpływał.
    Zaśmiał się pod nosem i ściągnął z siebie przemoczony płaszcz, który powiesił na wieszaku. Woda spływała z niego i robiła mokre plamy na podłodze. Przejechał mokrą ręką po swoich blond włosach.
  - Może przyniosę ci ręcznik. - Poszłam w stronę łazienki, skąd wyciągnęłam biały, miękki materiał.
    Po chwili znalazłam się obok Carlisle i podałam mu go. Zabrał go, a przy tym nasze palce się styknęły. Przeszło po mnie miłe mrowienie.
  - Dziękuje - powiedział to i przetarł swoje włosy i twarz. - Widzę, że posprzątałaś. Brakowało tego temu domowi, ale wiesz, że nie musiałaś tego robić.
  - Chciałam ci jakoś podziękować, za to co dla mnie robisz, lecz nic innego nie wpadło mi do głowy. - Cały czas przyglądałam mu się i zapamiętywałam każdy szczegół z jego twarzy.

Carlisle:


    Zauważyłem, jak Esme mi się przygląda. Na jej cudownych ustach malował się uśmiech. Tak bardzo pragnąłem ją przytulić i nigdy nie puszczać. Przy niej czułem się inaczej, na pewno lepiej. Była taka niesamowita, a każdy jej gest przyprawiał mnie o miłe ciarki.
  - Poznałaś Edwarda? - W końcu zdołałem wydusić coś z siebie.
  - Tak, to bardzo miły chłopak - na początku była bardzo szczęśliwa, lecz teraz ujrzałem na jej twarzy żal. Tak bardzo nie lubiłem, gdy jest nieszczęśliwa; pragnąłem zrobić dla niej wszystko, by tylko pojawił się na jej cudnych ustach uśmiech.
  - Coś cię gryzie, Esme? - Zapytałem ją i położyłem swoją dłoń na jej ramieniu.
  - Bardzo poruszyła mnie historia Edwarda. Stracił obu rodziców, a tak bardzo ich kochał i cenił. Nie lubię, gdy inni cierpią - nie miałem pojęcia co powiedzieć, lecz ona kontynuowała. - Jest on dla mnie bardziej jak synek, niż brat, którego musi grać, a ja jego siostrę. - A więc w tym tkwił problem.
  - Jeżeli chcesz... - Odwróciła się do mnie i teraz patrzyliśmy sobie prosto w oczy. - Jeżeli ty i on byście chcieli, to możecie być matką i synem.
  - Nie mogłabym. To ty jesteś jego ojcem, z tego co mi wiadomo. Jakbyś im wyjaśnił to, że jestem jego matką, a nawet nie jestem twoją żoną? Podobno wszyscy myślą, że go adoptowałeś. - Miała rację.
    Deszcze przestał padać, a na niebie ukazała się piękna tęcza.
  - Może się przejdziemy? - Zaproponowałem.
    Esme długo stała i myślała nad odpowiedzią, lecz zgodziła się. Nałożyłem na nią płaszcz, który kupiłem jej do stroju, a sam ubrałem swój, ale inny, gdyż tamten był cały mokry. Wyszliśmy z mieszkania i ruszyliśmy w stronę miejsca, które zamierzałem jej pokazać.

2 komentarze:

  1. Powiem tylko tyle, że kocham twój blog! Mogłabym go czytać w nieskończoność! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Extra!!!! I... Chyba brak mi słów. Miło że Esme i C... (Żebym ja jeszcze umioła to pisać XD) są przedstawieni jako główni bohaterowie.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że unoszę się w powietrze!
Przyjmuję krytykę, gdyż jestem tylko amatorką.
Notki o nn piszcie w zakładce - SPAM.
Swoje blogi polecajcie w zakładce - SPAM.