wtorek, 4 grudnia 2012
34 Rozdział
,,Czasem jest radość,
a czasem smutek.
Lecz teraz przeważa to drugie,
przez co cierpimy obojga."
Esme:
Prawie każdy dzień spędzałam z Lucy. Poznałam również jej małżonka, Antoniego. Wydawał się bardzo gburowaty. Nie rozumiał, jak można żywić się krwią zwierzęcą, lecz zaraz przestał to komentować, gdy moja przyjaciółka - mogłam spokojnie ją tak nazywać, a ona mnie; przy niej czułam się swobodnie - skarciła go za to, i powiedziała, że każdy jest inny. Jednak dało się go nawet polubić po pewnym czasie, jednak wciąż chodził zagniewany, przez co śmiesznie ze sobą wyglądali. Ona była cały czas roześmiana, a on cały czas był w gniewie, lecz kochali się ponad wszystko, no i właśnie to było najważniejsze.
Weszłam do mieszkania. Słyszałam przestraszone głosy wszystkich, którzy przebywali w domu. Szybkim krokiem poszłam do salonu i zastałam wszystkich siedzących, ze zmartwionymi minami.
- Coś się stało? - spytałam. Moją uwagę przykuła jakaś kartka, zapisana ozdobnymi literami.
Podeszłam do stolika i wzięłam ją do rąk. Wszyscy patrzyli z uwagą na mnie, oprócz Anioła. Miał spuszczoną głowę. Cierpiał. Czułam to dokładnie, i bolało mnie to, że nie widzę uśmiechu na jego twarzy. Przez to sama cierpiałam.
Popatrzyłam na list, jak się okazało, i zaczęłam czytać z wielkim niedowierzaniem.
Drogi Carlisle
Słyszałem, że zamierzasz już niedługo stawić się na ślubnym kobiercu. Szczerze, to nigdy nie wierzyłem, by znalazł się ktoś odpowiedni dla ciebie, ktoś kto zaakceptuje twój wegetarianizm, i co najważniejsze, czy ty tą osobę pokochasz, a dobrze wiem, że w twoim przypadku to najtrudniejsze zadanie. Jednak znalazłeś tą osobę.
Nie wiedzą, czy pamiętasz jeszcze o mnie, twoim przyjacielu, chciałem się upewnić, czy jestem na liście gości. Chętnie bym zobaczył twoją wybrankę. Podobno, jak donoszą, jest niezwykłej urody, a do tego posiada jakiś dar. Czyżby to była prawda? Czyżby ukrywasz przede mną takie cudo w wampirzej postaci? Niemożliwe!
Chciałbym się przekonać, czy plotki o niej są prawdziwe. Już niedługo się spotkamy.
Aro
Kartka wypadła mi z rąk i bezgłośnie wylądowała na ziemi. Popatrzyłam po twarzach wszystkich. Wszyscy byli przerażeni i przejęci, lecz jedna osoba zwróciła moją uwagę najbardziej. Był zagubiony i pierwszy raz nie wiedział, co ma zrobić.
Usiadłam obok niego i przytuliłam go. Odwzajemnił mój uścisk. Czułam, jak się cały trzęsie. Bał się. Bał się o mnie.
- Co zrobimy? - spytałam szeptem.
- Ni-nie wiem - wyjąkał. W jego głosie było słychać ogromny strach. - Oni mogą mi cię zabrać. Ja... ja... Nie! - Wyszedł szybkim krokiem z salonu.
Od razu się podniosłam i zamierzałam pobiec za nim, lecz ręka Edward'a zagrodziła mi drogę. Spojrzałam na niego ze złością w oczach.
- Nie, Esme. On chce teraz zostać sam. - Zaś w jego głosie było słychać ogromną gorycz.
- Ale... - wyszeptałam. Chciałam się znaleźć, jak najszybciej przy moim Aniele.
- Proszę. Nie rób tego. - Kiwnęłam głową, lecz nie zamierzałam zostać ani chwili dłużej w środku. Musiałam wyjść.
Chwyciłam w biegu płaszcz i wybiegłam na dwór. Niebo było całkowicie zasłonięte szarymi chmurami, tak jak ja. Moje oczy stałe się suche. Cicho jęknęłam z rozpaczy. Co będzie? Co będzie z nami? Co będzie ze mną i Carlisle'em? Bałam się o niego, nie o siebie.
Szłam uliczkami. Wiele przechodni patrzyło na mnie z wielką uwagą, lecz nie przykuwał ich mój stan, ale moja uroda. Przecież nie zawsze można zobaczyć pięknego wampira! W tej chwili chciałam, abym umarła wtedy, gdy skoczyłam z klifu, lecz zaraz skarciłam się za tą myśl. Nie mogę tak myśleć! To właśnie teraz jestem szczęśliwa!
Oparłam się o jakiś budynek, lecz zaraz osunęłam się w dół i skryłam głowę w kolanach.
Nie wiem ile siedziałam w tej pozycji, lecz był to z pewnością długi czas. Ciągnąłem się w nieskończoność.
Poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Moja wzrok od razu spojrzał na tego kogoś, kto zakłócał mi moje cierpienie. Patrzyłam prosto w jego oczy. Po chwili byłam już w jego ramionach. Głaskał mnie delikatnie po plecach i szeptał do ucha, że wszystko będzie dobrze.
- Carlisle, ja się boję...
- Nie pozwolę cię skrzywdzić, nigdy. - Pocałował mnie w czoło.
- Nie boję się o mnie, lecz o ciebie. - Wstaliśmy, i teraz staliśmy w jakimś ciemnym zaułku wtuleni w siebie.
Carlisle:
Pozwoliłem mojej ukochanej wtulić się we mnie. Widziałem, że jest przerażona i zdenerwowany, lecz nie dało się nie dziwić jej. Ja sam nie wiedziałem, co mam zrobić. Nagle wszystko przesądziło. Albo Volturi zostawią mnie i Esme w spokoju albo tak spodoba im się jej dar, że nie pozwolą na to, aby nie znalazła się w ich straży, szczególnie z tak potężnym darem.
- Chciałeś być sam. Dlaczego przyszedłeś? - spytała cieniutkim głosem. Patrzyła na mnie swoimi pięknymi, wielkimi miodowymi oczami, które za każdym mrugnięciem przykrywał wachlarz hebanowych rzęs.
- Tylko na chwilę. Gdy tylko wyszłaś, zatęskniłem za tobą. Nie mogłem znieść myśli, że spacerujesz po mieście beze mnie, gdy ONI mogą w każdej chwili wyłonić się zza jakiegokolwiek budynku. To apokryficzne, że myślałem, że chcę zostać sam! - Ostatnie zdanie wypowiedziałem ciszej, sam do siebie.
- Cii... - Esme pogłaskała mnie po policzku. - Nie obwiniaj się o to, bo to nie twoja wina. Lepiej wracajmy, dobrze?
- Dobrze. - Chwyciłem ją za jej drobną dłoń i razem wróciliśmy do mieszkania.
Nikogo w środku nie zastaliśmy oprócz jakiegoś skrawku papieru przyczepionego do drzwi. Napis na nim głosił: ,,Jesteśmy na polowaniu. Będziemy rano. Edward."
- Czyli zostaliśmy sami - westchnąłem, lecz nie z tego powodu, że nikogo prócz nas nie ma w domu, lecz z tego, że dalej nic nie wymyśliłem, a ślub zbliżał się co dnia.
Esme zauważyła najwyraźniej moje zmartwienie. Popchnęła mnie delikatnie w stronę ściany, o którą się oparłem. Położyła swoje dłonie na moim torsie i spojrzała mi głęboko w oczy.
- Widzę, że się martwisz, lecz czy moglibyśmy chodź na jedną noc zapomnieć o tym? - spytała, przy czym lekko się uśmiechała, co przychodziło jej z wielkim trudem.
Musnąłem ją w jej różowe wargi. Jak za każdym razem poczułem mrowienie w całym ciele. Z każdym dniem zakochiwałem się w tej drobnej istotce od nowa.
- Kocham cię - wyszeptałem. Zaśmiała się tylko.
- Kocham cię.
Zanurzyłem prawą dłoń w jej długich, kręconych, karmelowych włosach, a lewą trzymałem na jej plecach. Złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek, lecz jej to nie wystarczyło. Napierała na mnie całym ciałem. Czułem, jak pochłania nas pożądanie drugiej osoby, namiętność, nieopamiętanie.
- Esme - wyszeptałem, pomiędzy naszymi ciężkimi oddechami.
- Przepraszam. - Odsunęła się ode mnie, i już chciała odejść, lecz chwyciłem ją za nadgarstek i przyciągnąłem z powrotem do siebie.
- Nie przepraszaj. Nie masz za co. Codziennie muszę walczyć z tym, co do ciebie czuję. Mam ochotę rzucić się na ciebie i kochać się z tobą tak długo, aż niestarczy nam sił. Kieruje mną pożądanie, które trudno mi zahamować, lecz wiem, że muszę. Jest to dla mnie silniejsze niż pragnienie. Gdy widzę ciebie, krew nie ma znaczenia. Liczysz się wtedy tylko ty, ale wiem, że nie mogę stać się z tobą jednością, chodź tak bardzo tego pragnę. Ale pamiętaj: nigdy nie przepraszaj.
Moja ukochana patrzyła na mnie. Jej oczy świeciły się. Uśmiechnęła się do mnie. Czułem, że jest szczęśliwa. Ja sam byłem. W końcu wydusiłem z siebie coś, co tak długo trzymałem na smyczy.
- Carlisle, to były najpiękniejsze słowa jakie usłyszałam kiedykolwiek, naprawdę. - Przetarła dłońmi oczy, tak jakby płakała. - Nigdy tego nie zapomnę. Jesteś dla mnie wszystkim! - Przytuliłem ją.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz sprawia, że unoszę się w powietrze!
Przyjmuję krytykę, gdyż jestem tylko amatorką.
Notki o nn piszcie w zakładce - SPAM.
Swoje blogi polecajcie w zakładce - SPAM.