wtorek, 4 grudnia 2012
33 Rozdział
,,Nie potrzebuję spadochronu
Kochanie, mam ciebie.
Wiem, że mnie złapiesz.
Złapiesz, kiedy będę upadać."
Esme:
Wzięłam głęboki oddech i weszłam do sypialni. Anioł siedział na sobie i dalej coś czytał. Usiadłam obok niego i wpatrywałam się w niego; czekałam teraz tylko na jego reakcję, jednak on wciąż nie odwracał wzroku od książki. Musiałam sama jakoś zacząć rozmowę, chodź miałam nadzieję, że to on ją rozpocznie.
Położyłam prawą dłoń na jego nodze. Spojrzałam na jego twarz. Uśmiechnął się, przy czym odłożył książkę na stoliczek, który był opodal i przeniósł wzrok na mnie.
Pocałował mnie w czoło, i przechwycił moją dłoń, która nie odrywała się od jego nogi. Spojrzałam najpierw na nią, a potem na jego, a dokładnie w jego oczy. Uśmiechnęłam się. Nagle wszystko, co miałam mu powiedzieć, wyparowało z mojej głowy.
W moje włosy wplotła się jego dłoń. Powoli opadłam na sofę, a on był nade mną. Patrzyliśmy sobie w oczy, które po chwili same się zamknęły, kiedy jego wargi spoczęły na moich. Nie myślałam o niczym innym, niż o moim Aniele. Oplotłam ręce wokoło jego szyi, lecz po krótkiej chwili się od niego oderwałam.
Carlisle spojrzał na mnie zdezorientowany.
Podniosłam się lekko, równo z nim. Wiedziałam dobrze, że i tak kiedyś będę musiała z nim porozmawiać o tym, co mnie dręczy, więc nie zamierzałam przeciągać tego czasu w nieskończoność, chodź trudno było mi się oprzeć jego pieszczotom.
Chwyciłam go za dłoń. Patrzyłam na nasze złączone dłonie w jedną piąstkę. Wpatrywałam się w nią dłuższy czas, aż w końcu mój wzrok spoczął na jego przerażonej twarzy. Co mógł sobie w tej chwili myśleć? Teraz zapragnęłam czytać w myślach, by poznać jego.
Nerwowo przekręcałam pierścionkiem zaręczynowym w prawo, w lewo. Mój Anioł od razu do zauważył. Gdy popatrzyłam na niego, był w całkowitym załamaniu. Właśnie w tym momencie przyszło mi do głowy, co mógł sobie pomyśleć.
- Nie, to nie o to chodzi! - krzyknęłam, by wyprowadzić go z błędu. Jak mogłam go doprowadzić do tego, aby myślał, że nie chcę już z nim być? Jestem idiotką! - Kocham cię, i uwierz mi, nie zamierzam, jak na razie odchodzić, więc nie pozbędziesz się mnie przez najbliższą, hym... wieczność? - Rozładowałam to napięcie, które czaiło się wokół nas.
- Liczę na to, że nigdy nie odejdziesz. - Musnął mój policzek. Gdybym mogła, to byłabym właśnie w tej chwili czerwona ze zawstydzenia. - Ale coś cię gryzie. Mi możesz wszystko powiedzieć, pamiętaj.
- Wiem. - Wzięłam głęboki wdech. Nie wiedziałam od czego mogę zacząć. - Carlisle, jestem przerażona. Nikogo nie znam z twoich przyjaciół, a mam ich poznać wszystkich! Boję się, że palnę jakąś gafę, ale nie to jest najgorsze. Czuje się jak taka mała mrówka, która ma stawić czoło człowiekowi. To niemożliwe, by mi się udało nic złego nie zrobić... - Moje oczy stały się suche. Byłam zrozpaczona.
Mój ukochany przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. W jego ramionach wszystkie zmartwienia znikały, jak za jednym machnięciem różdżki.
- Kochanie, niczym się nie przejmuj. Wszystko będzie dobrze. - Pocałował mnie we włosy. - Wierzę, a nawet jestem pewien, że oczarujesz wszystkich, i to nie tylko swą urodą, ale także niespotykanym charakterem. Jesteś mądra, czuła, nigdy nikogo nie odtrącasz. Jesteś jedyna w swoim rodzaju! - Wtuliłam się w niego. Jego słowa wpływały na mnie kojąco. - Nigdy nie myśl, że coś ci się nie uda, a jakby tak nawet było, to pamiętaj, że ja jestem zawsze przy tobie i nigdy nie zostawię cię samej w trudnej sytuacji. Nigdy. - Uwierzyłam mu. Pocałowałam go w usta.
- Kocham cię. Dziękuje. - Nad głową usłyszałam jego cichy śmiech.
- Kocham cię. - Posadził mnie sobie na kolana, a ja tylko wtuliłam się w niego. - Rozmawiałem z Eleazar'em o twoim darze. Mam dobre wieści. Jest prawdziwy, lecz musisz dużo ćwiczyć, by go opanować. Jest bardzo niebezpieczny!
- Czyli to nie są dobre wieści. A jeżeli skrzywdzę ciebie? - Spojrzałam na niego w grymasie zaniepokojenia.
- Nie masz się czym martwić. Twój dar wyzwala się wtedy, gdy ktoś zamierza cię zaatakować, a ja tego nie będę próbował.
- Mam taką nadzieję - zaśmiał się.
Carlisle:
Przyglądałem się uważnie mojej ukochanej. Pod wachlarzem gęstych, czarnych rzęs kryły się oczy, w których można było utonąć. Zawsze błyszczały tajemniczością i miłością, którą potrafiła okazać każdemu, nie zważając na to kim jest lub był. Nie mogłem uwierzyć, aby ktoś nie pokochał tak niesamowitej osoby, jaką jest ona. Najwspanialsze jest to, że dostałem ją za nic. Dostałem nieziemskiego anioła, który ma być ze mną na zawsze. To było wspaniałe uczucie, wiedząc, że mogę dzielić z kimś moje życie. Marzyłem o tym od zawsze, lecz nigdy bym nie pomyślał, że to właśnie ktoś taki, jak ona może mnie w ogóle pokochać.
Byłem przerażony, gdy odsunęła mnie lekko od siebie, i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Wezbrała się we mnie myśl, że chce odejść. Pozwoliłbym jej na to, wiedząc, że będzie szczęśliwa, pomimo tego że tak bardzo ją kochałem, chciałem, aby była szczęśliwa każdego dnia, i to nawet wtedy, gdy te dni nie dzieliłaby ze mną.
Gdy usłyszałem od niej, że to nie o to chodziło i się myliłem, tylko że boi się poznać moich przyjaciół, z jednej strony odetchnąłem ulgą, lecz z drugiej zasmucił mnie fakt, że ona się boi.
- Co powiesz na spacer? - zaproponowałem. Chciałem, aby się trochę rozchmurzyła.
- Ale co z... - Popatrzyła w stronę wyjścia, co oznaczało, że chodziło jej o Denali.
- Wymkniemy się. Nawet nie zauważą, że nas nie ma - zaśmiałem się.
- Na pewno? - Kiwnąłem głową. - No dobrze. - Chwyciłem ją za dłoń, po czym jedną ręką otworzyłem okno, byśmy mogli przez nie wyskoczyć. - Zachowujemy się, jak para nastolatków, która chce się wymknąć niezauważalnie - roześmiała się.
Wyskoczyliśmy przez okno, miękko lądując na ziemi. Po drodze zabrałem nasze płaszcze. Ubrałem swój, a drugi nałożyłem na Esme i objąłem ją w pasie. Wtuliła się we mnie momentalnie.
- Przeszkadza ci to? - zapytałem sarkastycznie z uśmiechem na ustach.
- W zupełności nie. - Musnęła swoimi czerwonymi ustami mnie w policzek. - Jak na razie nie mam za bardzo ochoty wracać z powrotem. - Popatrzyła przelotnie na nasze mieszkanie, po czym cicho się zaśmiała. - Możemy spędzić chwilę razem, bo wątpię, abyśmy przez te dwa miesiące mieli jakikolwiek czas dla siebie.
- No tak - westchnąłem. Niedługo miał się odbyć dzień, w którym w końcu będę mógł moją ukochaną nazwać panią Cullen. - Nie mogę się już doczekać tego dnia.
- Ja również. Będzie cudownie, bez względu na to, co się wydarzy, lecz i tak mam nadzieję, że nic strasznego.
- Yhym. - Objąłem ją jeszcze mocniej. - Gdzie chciałabyś pójść? - Spojrzałem na nią. Najwyraźniej się nad czymś zastanawiała, ponieważ dopiero po chwili odpowiedziała.
- Nie ważne gdzie, ważne, że razem.
- Tak to prawda. - Pocałowałem ją w jej karmelowe włosy, na co ona tylko słodko się uśmiechnęła.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz sprawia, że unoszę się w powietrze!
Przyjmuję krytykę, gdyż jestem tylko amatorką.
Notki o nn piszcie w zakładce - SPAM.
Swoje blogi polecajcie w zakładce - SPAM.