wtorek, 4 grudnia 2012
29 Rozdział
Carlisle:
Moja ukochana oderwała się od Edwarda i wtuliła we mnie. Objąłem ją w pasie. W jej oczach widziałem tyle szczęścia, lecz nie dziwiłem się jej. Sam byłem radosny. Mój syn wrócił, jednak zaniepokoiły mnie jego oczy. Esme najwyraźniej też zwróciła uwagę na ich kolor; były krwisto czerwone.
- Cieszę się, że jesteś. - Weszliśmy do salonu.
- Piękny dom. - Edward rozglądał się po całym mieszkaniu. Usiadł na fotelu, a ja z Esme na sofie. Mój syn posmutniał - było to wyraźnie widać.
- Na pewno zauważyliście już moje oczy - co niestety bardzo dobrze widać. Przepraszam was za to i przestańcie zagłuszać swoje myśli! To niepotrzebne. Chciałem się jakoś wytłumaczyć. - Przełknął ślinę. - Starałem się zabijać tych ludzi, którzy byli zabójcami. Sam zabijałem, ale ocaliłem wiele niewinnych osób! - Zakrył twarz dłońmi i odchylił ją do tyłu. - Ja nie wiem, co we mnie wstąpiło! - Popatrzył na Esme, a potem na mnie. - I przyjmuję do wiadomości, że możecie mi nie wybaczyć...
Moja narzeczona spojrzała na mnie, a następnie na niego. Wstała i podeszła do niego. Kucnęła obok i popatrzyła w jego oczy, a on w jej.
- Jakbyśmy mogli ci nie wybaczyć? - W jej głosie było słychać matczyną troskę. - Martwiliśmy się o ciebie, ale nigdy nie dalibyśmy cię odrzucić! Jestem tego pewna. - Położyła dłoń na jego kolanie. - Nie powinieneś tak myśleć! Kochamy cię, Edwardzie! - Wstała i go przytuliła, co on chętnie odwzajemnił. - Nie masz prawda tak więcej myśleć!
- Postaram się - wyszeptał.
Podszedłem do nich. Moja ukochana oderwała się od Edward'a. Objąłem ją obiema rękami w pasie. Uśmiechnęła się. Ja i mój syn zrobiliśmy to samo.
- Może lepiej porozmawiamy o tym, co trzeba będzie zmienić w tym domu, co? - Popatrzyła na mnie.
- A coś jest nie tak? - Zmrużyłem oczy.
- Nie, nie tak dużo... Tylko... - Edward parsknął śmiechem. - Jadalnia jest zbyt ciemna, łazienki się niczym nie różnią, a w korytarzu u góry zmieniłabym dywan. - Otworzyłem szeroko oczy, a Esme popatrzyła na mnie przepraszającym wzrokiem. - Mam nadzieję, że cię nie uraziłam... - Po jej minie można było stwierdzić, że żałowała tego, co powiedziała.
Edward wyszedł ze salonu, a ja przechyliłem Esme. Jedną ręką podtrzymywałem ją na plecach, a drugą ściskałem jej dłoń. Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów.
- Nie wiem, czy dam radę się obrazić, szczególnie na kogoś tak niesamowitego. - Pocałowałem ją namiętnie w usta, a ona odwzajemniła to z wielką pasją. W drzwiach ujrzałem Edwarda, więc oderwałem się od ukochanej. W oczach syna ujrzałem wielki smutek. Chciałem mu jakoś pomóc, lecz nie potrafiłem. Nie znalazł jeszcze tej jedynej, ale wierzyłem w to, że ktoś taki istnieje lub będzie istnieć. Mój syn jednak już stracił najwyraźniej nadzieję.
Czasem się zastanawiałem, czy dobrze zrobiłem przemieniając go w wampira. Fizycznie ma tylko siedemnaście lat, ale jest, jak na swój wiek bardzo dojrzały. Marzyłem o tym, aby i on znalazł drugą połówkę. Nie chciałem, aby czekał na ta jedyną tyle ile ja na moją księżniczkę. Sam nigdy nie spodziewałem się, że w ogóle mogę znaleźć kogoś, kto będzie moją towarzyszką serca. Trzysta lat, a ja nadal nikogo nie znalazłem, lecz od kiedy poznałem ją, wszystko się zmieniło. '
Pamiętam, jakby to było wczoraj, gdy pierwszy raz ją ujrzałem. Miała szesnaście lat. Złamała nogą, wychodząc na drzewo. Bolała ona ją bardzo, lecz nie pozwoliła łzą wydostać się na zewnątrz. Do każdego się uśmiechała. Gdy ktoś ujrzałem jej uśmiech, sam się rozpromieniał. Biła od niej niesamowita empatia. Tak łatwo było ją pokochać pod każdym względem. Była dla wszystkich miła, wyrozumiała. Nie potrafiła kogoś nienawidzić, nieważne było, co ta osoba zrobiła lub jak się zachowywała.
- Coś się stało? - Moja ukochana wyrwała mnie z zamyśleń. Jej słodki głosik od razu mnie z nich wyrwał.
Prawą dłoń miała położona na mojej piersi, a drugą trzymała moją, która zwisała bezwładnie. Unosząc głowę, patrzyła na mnie z czułością i troską. Musnąłem jej czoło.
- Nie, nic - wyszeptałem, lecz sądząc po jej minie nie uwierzyła mi. Westchnąłem. - Martwię się o Edward'a.
- Chodzi ci o to, że pił ludzką krew? - Spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. - Każdy ma ciemną stronę, lecz nie można go tak po prostu odrzucać.
- Nie, to nie o to chodzi. On wciąż nie znalazł sobie...
- ...ukochanej - dokończyła za mnie. - Uważam, że na pewno ją znajdzie. Może nie teraz i nie w tym stuleciu, ale ją znajdzie. - Na jej twarzy pojawił się mały uśmieszek. - Jestem tego pewna.
- A skąd ta pewność? - Mocno przytuliłem ją do siebie.
- Kobieca intuicja - zaśmiała się. - A teraz zajmie my się wybraniem nowego koloru ścian do jadalni. - Westchnąłem, a ona tylko, stając na palcach, pocałował mnie w usta. - Co powiesz na oliwkowe ściany?
- Yhym - wyszeptałem i złożyłem na jej ustach namiętny pocałunek.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz sprawia, że unoszę się w powietrze!
Przyjmuję krytykę, gdyż jestem tylko amatorką.
Notki o nn piszcie w zakładce - SPAM.
Swoje blogi polecajcie w zakładce - SPAM.