,,Jak pięknie jest
poznawać drugiego człowieka,
nie wiedząc, co go po nim czeka."
Carlisle:
Zarzuciłem na siebie marynarkę i byłem już gotowy. Miałem wspólnie z Edward'em pojechać po Denali. Mojemu synowi wcale się to nie uśmiechało; był markotny, a na jego ustach widniał wielki grymas niezadowolenia. Nie powiem, że jego dzisiejszy humor mnie nie denerwował, ale doskonale go rozumiałem. Gdyby mi narzucała się kobieta, do której nic bym nie czuł, byłbym w takim samym stanie.
Esme podbiegła do mnie i poprawiła mój krawat, jak zwykle. Uśmiechnąłem się do niej czule i złożyłem na jej ustach pocałunek. Rozpromieniła się, co bardzo mnie ucieszyło. Uwielbiałem, gdy była szczęśliwa. Odbija się to zawsze na mnie, tak samo jak jej smutek. Nie byłem z tego powodu niezadowolony, wręcz przeciwnie. Łączyła nas silna więź, która była odczuwalna.
Nigdy mi nie przeszła już myśl, odkąd wyznałem jej swoją miłość do niej, że źle postąpiłem zamieniając ją w potwora, którym ona nie była. Jest zbyt kochana i współczująca, aby nazwać ją potworem.
Wcześniej opowiedziałem Edward'owi o tym, co zdarzyło się z tym taksówkarzem, który najprawdopodobniej chciał mnie zabić, a z mojej ukochanej zrobić sobie zabaweczkę. Zareagował na to wielkim zdziwieniem, ale stwierdził, - tak samo jak ja - że to prawdopodobnie dar Esme, który tak mocno wpłynął na tego mężczyznę. Nie byliśmy jednak wystarczająco pewni, by stwierdzić to na sto procent, więc zamierzamy poprosić Eleazar'a o to, by nam powiedział, czy Esme faktycznie ma ten dar.
Eleazar posiadał niesamowity dar, dzięki któremu mógł stwierdzić, czy wampir też jakiś ma i na czym on polega. Był on niegdyś sługą Volturi i był on dla nich bardzo pożyteczny, lecz gdy poznał Carmen zakochał się w niej i postanowił od nich odejść.
Niechętnie pożegnałem moją ukochaną i wsiadłem do samochodu na miejsce kierowcy, a Edward pasażera. Mieliśmy podjechać po Denali na dworzec. Było to trochę daleko od naszego mieszkania, przez co nie będzie nas około dwóch godzin.
Popatrzyłem na dom. W progu drzwi stała Esme słodko się uśmiechając, przez co ja także musiałem to zrobić. Moja ukochana cicho się zaśmiała i weszła do mieszkania.
Edward popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem, na co pokręciłem przecząco głową. Dobrze wiedziałem, że on nie chce ze mną jechać i wolałby robić cokolwiek, niż jechać po naszych gości, a w szczególności po Tanya'ie.
- Carlisle, proszę! - Jechaliśmy dość szybko, ponieważ chciałem, jak najszybciej wrócić do domu.
- Edwardzie, nie! - Nie patrzyłem na niego, ale wiedziałem, że na jego twarzy rysuje się gniew zmieszany ze strachem. - Nie możesz dać jej szansy?
- Nie! - krzyknął. - Ona mnie zamęczy! Mam dość wysłuchiwania tego, jak idiotycznie zdrabnia moje imię, albo zmienia je całkowicie. Chodzi za mną cały czas i pyta mnie o różne głupoty!
- Daj spokój. Ona jest tylko zakochana.
- Bez wzajemności! - warknął.
Nie odpowiedziałem, bo wiedziałem, że Edward nie chce już dłużej ciągnąć tego tematu. Przed oczami stanął mi jego obraz, jak siedzi na fotelu, a koło niego skacze Tanya opowiadając mu coś, lecz on w ogóle nie słucha. Zaśmiałem się w myślach.
- Nie, to nie jest śmieszne - westchnął.
Esme:
Przebrałam się w sukienkę z koronkowymi rękawami trzy czwarte w pastelowym różu, a do tego założyłam sandałki na szpilce w tym samym kolorze, co sukienka. Włosy zawiązałam w koczek po boku. Spojrzałam w lustro. Dotąd nie mogłam uwierzyć, że jestem, aż tak piękna! To było niesamowite uczucie.
Zeszłam na dół, aby dokończyć książkę, lecz usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam.
Przede mną stanęła wampirzyca. Tak, wampirzyca i do tego obca. Miała białe włosy, które sięgały jej do pasa i czerwone oczy. Spoglądała na mnie w wielkim, przyjaznym uśmiechu.
- Cześć! - Przywitała mnie. Zdziwiło mnie to zachowanie. - Jestem Lucy Hartley. Niedawno przeprowadziłam się tu z moim mężem, Antonim, i poczuliśmy jakieś wampiry! No więc, ja mówię do niego: ,,a może zobaczymy, kto to?", on powiedział, abym sama szła, więc tak zrobiłam. Chciałam poznać was, ale, ale... Ty masz żółte oczy?! Czekaj, czekaj! Ktoś mi opowiadał o tym, że... - Gadała, jak najęta, ale nie chciałam jej przerywać, to by było niekulturalne - jest jakiś człowiek, a dokładnie wampir, który żywi się zwierzęcą krwią i jej nie wyczuwa! Rozumiesz to!? - Spojrzałam na nią zdziwiona. - Ah! Przecież nie wiem, jak ty masz na imię!
- Esme - wydukałam. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Ta wampirzyca mnie speszyła. - Miło cię poznać! I tak, znam tego wampira. To mój narzeczony. - Uśmiechnęłam się do niej udawanie. Tak naprawdę byłam przerażona. - Może, może wejdziesz do środka? - Wskazałam ręką na wejście do domu.
- Z przyjemnością! - Obdarzyła mnie ponownym uśmiechem.
Po chwili znajdowałyśmy się w salonie. Ona usiadła na kanapie, a ja na fotelu. Lucy ponownie zaczęła mówić.
- Jak to jest żywić się zwierzęcą krwią? - Już chciałam jej odpowiedzieć, lecz ona ciągnęła dalej. - Ja bym tak nie potrafiła. Ludzka krew jest taka wyśmienita... - Rozmarzyła się, lecz zaraz potrząsnęła głową. - Nie, nie mogę tak mówić przy tobie! Przecież ty tego nie pijesz, a zwierzęta pewnie ci nie smakują, a założę się, że z całą pewnością nie chcesz pić ludzkiej, bo to przez to... sumienie! Tak!
- Nie, wcale tak nie jest. - Zaśmiałam się cicho. - Kilka razy zabiłam ludzi, nie mogłam się powstrzymać, lecz pomimo tego że zwierzęca krew jest gorsza, to nie wybrzydzam. Nie jest taka zła. Zresztą nie potrafiłabym tego od tak rzucić. Robię to w pewnej części dla Carlisle'a, a z z drugiej dla siebie. Nie potrafiłabym zabijać bezbronnych ludzi.
Lucy pokiwała głową. Zaraz jednak zmieniła temat. Od czasu coś mówiłam, lecz to ją było słychać przez większość rozmowy. Była naprawdę miła. Z tego co słyszałam od Carlisle'a i Edward'a, to wampiry pijące ludzką krew nie są przyjazne, ale to nie wszyscy.
Popatrzyłam na zegar. Minęły już dwie godziny. Naprawdę z tą wampirzycą czas mija szybko i przyjemnie. Wiedziałam dobrze, że się zaprzyjaźnimy. Ona sama była najwyraźniej na to od początku nastawiona.
Zobaczyła, że patrzę na zegar.
- Coś ma być teraz, że tak patrzysz na ten zegar? - Zaśmiała się.
- Zaraz ma przyjechać Carlisle z jego przyjaciółmi. Stresuję się. Nidy ich nie widziałam. - Lucy wstała, a ja równo z nią.
- Nie martw się! Będzie dobrze. - Posłała mi dopingujący uśmiech. - Dasz radę! No to ja idę. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy! - Uściskała mnie.
- Ja też.
Po chwili zniknęła z mieszkania. Pod dom podjechał jakiś samochód. Zaczęło się. Westchnęłam i poprawiłam sukienkę, gotowa przyjąć gości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz sprawia, że unoszę się w powietrze!
Przyjmuję krytykę, gdyż jestem tylko amatorką.
Notki o nn piszcie w zakładce - SPAM.
Swoje blogi polecajcie w zakładce - SPAM.